Główna :  Dla autorów :  Archiwum :  Publikacje :  turystykakulturowa.ORG

 

Data wydania 2 maja 2013, redaktor prowadzący numeru: Piotr Kociszewski

Numer 5/2013 (maj 2013)

 

WYWIAD

 

Rozmowa z Pawłem Wójcikiem*
*Przewodnik górski beskidzki. Z wykształcenia jest kulturoznawcą, zafascynowany materialną i duchową kulturą Bieszczadów. Członek Stowarzyszenia Przewodników Turystycznych „Karpaty”. Od 2009 roku swoje zainteresowania wykorzystuje w pracy zawodowej tworząc oferty wycieczek związane z turystyką kulturową. Jest współzałożycielem Biura Turystyki Kulturowej PAWUK. 

TK: Jest Pan współzałożycielem biura podróży, które specjalizuje się w turystyce kulturowej. Proszę powiedzieć, jak Pana zdaniem wyglądała do tej pory oferta podróży kulturowych w Bieszczadach?
PW:
Turystyka kulturowa w Bieszczadach, w przeciwieństwie do przyrodniczej nie miała dotychczas zbyt dobrej kondycji. Wynikało to z faktu, że powojenne zmiany etniczne spowodowały zniszczenie ogromnej części tkanki kulturowej regionu, pozbawiając go jednocześnie zaplecza w postaci ludzi, którzy mogli przekazać wiedzę o kulturze, zwyczajach, gwarze, muzyce itp. Zamiast tego, w okresie PRL pojawił się mit pionierów „Dzikiego Wschodu”, a to trudno nazywać autentyczną, regionalną kulturą. To tak, jak byśmy wyjechali np. do Andaluzji i tam, zamiast bogactwa kultury chrześcijańskiej i mauretańskiej Europy oraz np. Flamenco pokazywano by nam quasi kowbojów, mówiąc że to jest najciekawsze, co tutaj możemy zobaczyć, i że są to najbardziej amerykańscy z amerykańskich kowbojów. Myślę, że nie wymaga to dodatkowego komentarza. 
W turystyce kulturowej najważniejszy jest autentyzm i unikatowość, nie zaś podróbki. Szczęśliwie już w latach dziewięćdziesiątych udało się zwrócić uwagę na unikatowe dziedzictwo kulturowe, jakim jest lokalna architektura cerkiewna, której niewielka część przetrwała powojenne zniszczenia. Powstał Szlak Ikon, który zwrócił uwagę na te częstokroć niszczejące, bezcenne obiekty uwagę nie tylko samych turystów, ale może przede wszystkim samych mieszkańców tego regionu. W wielu przypadkach fakt ten uchronił szereg obiektów od dalszej dewastacji. Nie bez znaczenia jest stworzenie stałej ekspozycji ikon w sanockim Muzeum Historycznym, która obecnie jest jedną z najcenniejszych na świecie. Początek XXI w. przyniósł ożywienie lokalnych inicjatyw społecznych. Wiele środowisk zaczęło poszukiwać informacji o historii i kulturze swojego regionu, odtwarzać zapomniane zwyczaje, stroje, muzykę. Szereg osób ośmieliło się przyznać do posiadania lokalnych - łemkowskich, bojkowskich czy ukraińskich - korzeni. Pojawiły się środowiska, które nawiązały współpracę z wysiedleńcami, mieszkającymi częstokroć w bardzo odległych zakątkach kraju i świata. Odnosi się to zarówno do przedwojennej społeczności ukraińskiej jak i żydowskiej oraz niemieckiej. Wiele jednak zostało jeszcze do zrobienia. Wspomniane inicjatywy to zaledwie jaskółka kulturowego „Oświecenia” Bieszczadów. Nadal zapominamy na przykład o Romach Bergitka, głównych ambasadorach muzyki w naszym regionie. Oczywiście kultura jest tkanka żywą i nie tworzy jej tylko przeszłość (w przypadku Bieszczadów ogromnie bogata i interesująca, acz mało znana) ale także to, co z autentycznej kultury powstało już po wojnie, czyli wkład kulturowy wniesiony przez osadników z różnych stron Polski i Europy. Szczególnie ciekawe zjawiska kulturowe wiążą się z osadnictwem społeczności Zielonoświątkowców oraz Greków i Macedończyków, również stosunkowo mało eksponowane a interesujące. Kolejnym elementem jest wykorzystywanie niezwykle barwnej i słabo znanej historii regionu i to zarówno tej zamierzchłej, jak i rozgrywającej się w XX wieku. Może warto tylko wspomnieć, o niemal całkowitym niewykorzystaniu historii okresu staropolskiego – czasów słynnych żołnierzy – awanturników (np. lisowczycy) jakże barwnie odmalowanego przez Władysława Łozińskiego w „Prawem i Lewem”, gdzie opisuje on dzieje i zwyczaje szlachty Rusi Czerwonej, a szczególnie tej wywodzącej się z ziemi sanockiej i przemyskiej. Warto przypomnieć, że również Wacław Potocki po raz pierwszy w polskiej literaturze pisze o „bieszczadnikach vel beskidnikach czyli zbójach bieszczadzkich”. Właśnie na pograniczu Rzeczypospolitej, Węgier i Siedmiogrodu było ich najwięcej. O ileż ciekawszy byłby „napad beskidników na wóz kupiecki” i zbójnicka watra niż „napad kowbojów na wóz traperski” i ognisko z kowbojami…

TK: Czy Pana zdaniem przewodnicy turystyczni w regionie posiadają odpowiednie kwalifikacje do oprowadzania coraz bardziej wymagających turystów? Czy szkolenia kadry przewodnickiej nadąża za rozwojem turystyki kulturowej w regionie?
PW:
Uważam, że pośród kadry przewodnickiej istnieje spora grupa doskonałych specjalistów z zagadnień dotyczących przyrody. Niestety, jeśli chodzi o zagadnienia kulturowe sytuacja nie wygląda już tak dobrze. Do wysokiego poziomu tych pierwszych przyczynia się działalność Bieszczadzkiego Parku Narodowego, parków krajobrazowych oraz Lasów Państwowych. Jednostki te prowadzą szereg prac badawczych, wydają niezliczone publikacje, posiadają zdolnych naukowców, z których wielu jest przewodnikami. Na płaszczyźnie kultury regionalnej sytuacja nie jest już tak dobra. Praktycznie nie opracowano zagadnień związanych z Zachodnią Bojkowszczyzną, a szczególnie z obszarem polskich Bieszczadów Wysokich (np. strój ludowy, muzyka itp.). Bardzo słabo opisana jest Łemkowszczyzna Wschodnia (Dolina Osławy). Niemal powszechnie myli się ją z dużo bardziej znaną, ale odmienną pod względem języka, strojów, muzyki itp. Łemkowszczyzną Zachodnią (Małopolskie).
Brakuje również wiedzy o etnografii północnej części Gór Sanocko-Turczańskich oraz Pogórza Przemyskiego. Nie ma powszechnie dostępnych, popularnych publikacji poświęconych tym zagadnieniom. Występują ogromne trudności z ukazaniem tradycji Bojkowszczyzny czy Łemkowszczyzny, gdyż te zagadnienia są słabo znane także wśród przewodników. W zbyt małym stopniu włącza się i jest włączana w ten proces, pozostała ludność autochtoniczna. Osoby zajmujące się tą tematyką bardzo często mylą kulturę łemkowską i bojkowską z ogólno-ukraińską. Widać to dobrze w haftach, a szczególnie w muzyce, gdzie jako łemkowskie czy bojkowskie występuje wszystko, co jest niezrozumiałe dla przeciętnego turysty z Polski. Dotyczy to również gwary. To tak, jakby promując góralszczyznę oferować piosenki czy stroje ze Śląska, Kujaw czy Kaszub. 
Problem ten dostrzegają szczególnie goście z Ukrainy, którzy chcą usłyszeć muzykę lub nabyć płytę łemkowską lub bojkowską, a nie taką, którą można kupić np. w Kijowie. 
Podobnym problemem jest podporządkowywanie kultury Łemków Osławickich kulturze Łemków z Łemkowszczyzny Zachodniej, pomimo, że ta miejscowa jest pod wieloma względami barwniejsza i ciekawsza. 
Lepiej wygląda sytuacja związana z wiedzą o ikonie oraz cerkwi przez pryzmat architektury i miejsca kultu. Ale jest to efekt ostatnich lat i w dużej mierze zasługa Szlaku Ikon. Pomimo tego nie ma wielu dobrych przewodników zajmujących się oprowadzaniem po cerkiewnej architekturze drewnianej. Przewodników zaś zorientowanych w materialnej i duchowej kulturze Wschodniej Łemkowszczyzny i Zachodniej Bojkowszczyzny oraz ich pogranicza można policzyć na placach jednej ręki. 
Niezbyt dobrze wygląda również sytuacja ze znajomością kuchni regionalnej, a w szczególności specyfiki kuchni wyższych – pasterskich obszarów Bieszczadów.
Jeśli chodzi o tematykę historyczną - jest nieco lepiej, ale niestety jest to zazwyczaj wiedza ogólna i powszechnie dostępna. I tak np. pomimo dużego zainteresowania turystycznego pozostałościami fortyfikacji Linii Mołotowa oraz istnienia od kilku lat „Szlaku nadsańskich umocnień” trudno znaleźć przewodnika, który dobrze czułby się w tym temacie. Udostępnianie obiektów na tych szlakach również pozostawia wiele do życzenia, w zestawieniu choćby z sąsiednim Przemyślem, gdzie dwa ze schronów pełnią obecnie role muzeum. 
Istnieje też „Szlak prawem i lewem po ziemi sanockiej” który nawiązuje do okresu Rzeczypospolitej szlacheckiej, czasów burzliwych lecz ciekawych, niezwykle barwnie opisanych w słynnym dziele „Prawem i Lewem” Władysława Łozińskiego, na którym bazowało wielu polskich pisarzy beletrystów. Niestety, mało kto potrafi opowiedzieć turystom o związanych z tym okresem postaciach, miejscach i wydarzenia. Także tematyka zbójnicka nie jest wykorzystywana choć pojawiło się ostatnio kilka inicjatyw, takich jak: pomnik tołhaja w Orelcu (pow. leski), zbójnicka armata na zamku w Sanoku czy idea instalacji historycznej w Odrzechowej, skąd pochodził jeden ze słynniejszych zbójników lokalnych – Konyk oraz inscenizacja napadów zbójnickich na karawanę kupiecką w jarze Wisłoka. Próbujemy również wprowadzić na rynek propozycję komercyjnej wycieczki tematycznej związanej z legendami o bieszczadzkich zbójnikach. 
Pomimo, że okolice Sanoka, Ustrzyk Dolnych i Przemyśla zostały uwiecznione w słynnej powieści Jarosława Haszka „Przygody Dobrego Wojaka Szwejka”, w Sanoku Szwejk ma swój pomnik i ulicę, w Przemyślu pomnik, a przez region przebiega tematyczny szlak rowerowy oraz pieszy, zaś na obiektach pojawiających się na łamach książki znajdują się stylizowane tablice z informacją oraz stosownym cytatem, również niewielu przewodników potrafi opowiedzieć nie tylko o przygodach Szwejka w Galicji, ale nawet o działaniach militarnych pierwszej wojny światowej w tym regionie i to pomimo tego, że miały tu miejsce jedne z najcięższych i najważniejszych walk tego konfliktu.
Jak zatem widać po kilku przytoczonych przykładach, przed przewodnikami, którzy chcą się zajmować turystyką kulturową jest jeszcze sporo wiedzy do zdobycia. Jest to szczególnie istotne w zestawieniu z powszechnym dziś zjawiskiem wzrostu ilości turystów świadomych, posiadających szerokie zainteresowania tematyczne i wysokie wymagania w stosunku do przewodnika – usługodawcy. 
Problemem regionu jest również niewielka ilość przewodników władających swobodnie językami obcymi, co przy wzroście liczby gości z zagranicy staje się problemem palącym. 

TK: Największą atrakcją powiatu sanockiego, z punktu widzenia turystyki militarnej, są niewątpliwie radzieckie schrony bojowe. Jako współautor przewodnika turystycznego poświęconego bieszczadzkiemu odcinkowi Linii Mołotowa jest Pan niekwestionowanym specjalistą w tej dziedzinie. Prosiłbym o przybliżenie tej atrakcji naszym Czytelnikom. 
PW:
Pozostałości po tzw. „Linii Mołotowa” pochodzącej z lat 1939-41 to rzeczywiście jeden z ciekawszych zespołów fortyfikacyjnych związanych z okresem II wojny światowej. Warto jednak od razu podkreślić, że jest to atrakcja, która w regionie bieszczadzkim znajduje się nie tylko w powiecie sanockim. Umocnienia te zaczynają się w Bóbrce, a więc w powiecie leskim. Lesko natomiast było pierwszym licząc od południa punktem oporu tej linii, która zaczynała się w Karpatach a kończyła nad Bałtykiem. Kolejne punkty oporu, składające się zazwyczaj z kilkunastu dość rozbudowanych schronów bojowych znajdują się w naszym regionie w Załużu i w sąsiadujących z nim wioskach Bykowce oraz Manasterzec, a także w Sanoku – Olchowcach i na skraju wsi Bykowce. Wraz z ciągnącymi się wzdłuż Sanu schronami typu lekkiego dla oddziałów polowych, stanowią one południową część Przemyskiego Rejonu Umocnionego. Na obszarze Bieszczadów i Pogórza, wzdłuż Sanu licząc do Bachowa, jest to przeszło 100 różnego typu obiektów. Większość z nich znalazło się w ruinie w wyniku działań wojennych pierwszych 2 tygodni po ataku III Rzeszy na ZSRR lub została wysadzona tuż po wojnie. Wiele jednak zachowało się do dziś w stanie nienaruszonym. Dotarcie do obiektów ułatwia Szlak Nadsańskich Umocnień, znakowany jako szlak rowerowy, z charakterystycznym piktogramem. Umożliwia on również bezproblemowe dotarcie samochodem w okolice obiektu, a następnie odnalezienie go w terenie, dzięki naniesionym na znaczki kierunkowe współrzędnym GPS poszczególnych schronów. 
Szlak ten to jednak nie tylko same fortyfikacje. Na wzgórzu Bukowina pomiędzy Załużem a Bykowcami znajduje się jedyny, zachowany słowacki cmentarz wojenny z tego okresu, odnowiony przed kilkoma laty. Na cokole przed pomnikiem do końca wojny stał w roli pomnika słowacki czołg LT-38, którego załoga poległa, gdy w pojazd trafił pocisk wystrzelony z jednego z radzieckich schronów. Niestety, ten unikalny eksponat nie zachował się do naszych czasów. W dzielnicy Sanoka – Olchowce znajduje się również cmentarz jeńców radzieckich, którzy zmarli lub zginęli w miejscowym obozie jenieckim. Ich ilość szacuje się na ok. 20.000 osób.
Także po drugiej stronie rzeki znajdowały się umocnienia z tego okresu: niemiecki Graniczny Odcinek Umocniony „Galicja”. Z tego okresu zachował się jeden schron tzw. kolejowy w Zagórzu-Zasławiu oraz dwa schrony w Sanoku, zlokalizowane pod dziedzińcem zamku. Podczas niedawnej rekonstrukcji południowego skrzydłu zamku, dzięki nagłośnieniu mało znanej historii tego okresu i zaangażowaniu dyrektora Muzeum Historycznego udało się jeden ze schronów ocalić, z przeznaczeniem na ekspozycję historyczną poświęconą II wojnie światowej. Wejść do obiektu można poprzez południowe skrzydło zamku. Także w powiecie leskim: w Weremeniu i Huzelach zachowały się pozostałości niemieckich schronów żelbetowych typu Regelbau 514.
W Sanoku i Przemyślu odbyło się również kilka rekonstrukcji historycznych, obrazujących tamte wydarzenia historyczne. Niestety nie są kontynuowane do dzisiaj. A szkoda, ponieważ stanowiły one niezwykle barwną propozycję dla turystów ale także mieszkańców. W moim odczuciu te wydarzenia były wielokrotnie ciekawsze niż eventy sportów niszowych, na które Sanok stawia dzisiaj. 
Temat ten jest bardzo „nośny” jako że turystyka militarna stała się w ostatnich latach bardzo popularna na świecie. Sporo turystów pyta o taki typ atrakcji w sanockim Centrum Informacji Turystycznej. Problemem jest jednak mała ilość publikacji oraz kiepska kondycja wielu obiektów i ich otoczenia, i nie chodzi tu tyle o stan zachowania, ile ich zanieczyszczenie i zakrzaczenie. Wielokrotnie musiałem tłumaczyć się turystom, dlaczego muszą przedzierać się przez pokrzywy do schronów tak nieodległych od drogi jak np. schron "Rikadze" w Załużu. 
To wspaniała ilustracja nie tylko historii fortyfikacji, ale też dramatycznych i niezwykłych ludzkich losów. Każdy obiekt ma bowiem swoją fascynującą historię. Nie wszystkie dotąd udało się poznać. 

TK: Co zrobiono do tej pory w celu przybliżenia Linii Mołotowa turystom odwiedzającym region? Czy działania te ocenia Pan jako wystarczające?
PW:
Powstał przewodnik i wydawnictwa folderowe, wytyczony został szlak i oznakowane dojścia oraz lokalizacje GPS. Zorganizowane z dużym rozmachem dwie rekonstrukcje historyczne w Sanoku „Barbarossa’1941”. Kilka obiektów udało się ocalić dzięki uświadomieniu społeczeństwu historycznej wartości tych obiektów. Pojawiło się też kilka publikacji i programów TV – szczególnie prowadzonych przez prof. Andrzeja Olejkę dla telewizji Rzeszów. Obiekty zostały opisane przez Roberta Bańkosza do francusko- i angielskojęzycznego przewodnika po muzeach i miejscach związanych z historią II wojny światowej w Europie, wydawanego przez Musée de la Poche de Saint-Nazaire we Francji. Informacje te przekazane zostały również do popularnego przewodnika francuskojęzycznego Guid de Routard, wznawianego co 2 lata. Oczywiście działania te nie są wystarczające, pomimo tego że skutkują zwiększeniem liczby turystów. Wszystkie akcje promocyjne tego typu muszą być jednak stałe i powinny rozwijać przestrzeń swojego oddziaływania, niestety, podobnie jak i na innych płaszczyznach jest w zasadzie odwrotnie. 
Renowacji wymaga również sam szlak, który podobnie jak inne szalki tematyczne powinien być odnawiany raz na 3 lata. Otoczenie zaś przynajmniej tych ważniejszych obiektów winno być choćby wykoszone, tak aby umożliwić dotarcie do obiektu i wykonanie zdjęcia. Główny problem pojawia się wtedy, gdy turysta zachęcony informacją o interesujących, unikatowych obiektach udaje się na szlak, a to co tam zobaczy nie jest zbyt dobrą wizytówką regionu. Dotyczy to zresztą nie tylko schronów z okresu II wojny światowej 

TK: Jak przedstawia się sprawa zainteresowania turystów placówkami muzealnymi Sanoka, czy w pracy zawodowej często zdarza się Panu odwiedzanie tychże?
PW:
Placówki muzealne Sanoka cieszą się ogromnym zainteresowaniem turystów, szczególnie ostatnio, kiedy powiększyły się. W przypadku skansenu takim momentem było wybudowanie Rynku Galicyjskiego, zaś w przypadku Muzeum Historycznego - rekonstrukcja drugiego skrzydła zamku, które poświęcono sztuce Zdzisława Beksińskiego. 
Muzeum Budownictwa Ludowego jest niekwestionowanym liderem obok Muzeum Zamkowego w Łańcucie, jeśli chodzi o ilość odwiedzających w województwie podkarpackim. Liczba turystów, którzy zwiedzili skansen wynosiła w 2012 roku 143 tysiące 212, zaś Muzeum Historyczne odwiedziło ponad 61 tys. gości. Tak duża różnica pomiędzy obiema placówkami wynika z większej popularności pierwszej oraz lepszej możliwości dojazdu i zaparkowania, szczególnie autokarów turystycznych, co w okolicach zamku jest bardzo utrudnione. Liczba zwiedzających z roku na rok intensywnie wzrasta. Dużą część stanowią obcokrajowcy, wśród których na pierwszym miejscu plasują się Francuzi, co potwierdzają nie tylko badania prowadzone przez Muzeum Budownictwa Ludowego ale też opinie Centrum Informacji Turystycznej w Sanoku i badania prowadzone na zlecenie Podkarpackiego Urzędu Marszałkowskiego. W związku z tym, że moi klienci są już niejako przefiltrowani, na zainteresowanych sztuką, szczególnie wschodnią, często zdarza mi się odwiedzać sanockie muzea. To obowiązkowy punkt wycieczek wiodących Szlakiem Ikon doliny Sanu lub wycieczek gdzie celem jest sam Sanok.

TK: Ozdobą powiatu sanockiego są niewątpliwie drewniane cerkwie. Które z nich uważa Pan za najcenniejsze i najciekawsze?
PW:
Cerkwie drewniane, które znajdują się na terenie powiatu sanockiego można zasadniczo podzielić na dwie grupy. Te położone na północ od miasta leżą w Dolinie Sanu i przy jego bezpośrednich dopływach. Przez te miejscowości prowadzi pierwszy odcinek wytyczonego Szlaku Ikon, a właściwie dwóch Szlaków Ikon – pieszego i rowerowego. Na tym obszarze znajdują się obiekty należące do grupy najstarszych i najpiękniejszych w Polsce takie jak dawna cerkiew poklasztorna na wzgórzu Dubnyk w Uluczu, datowana przez źródła pisane na lata 1510-17. Świątynia ta jest ostatnią na tym odcinku szlaku i bodaj najcenniejszą, leży już na skraju powiatu brzozowskiego. Drugą pod względem wieku i urody jest barokowa cerkiew w Czerteżu pod Sanokiem z 1774 r., ostatnio odnowiona i zagospodarowywana. Planowane jest również przywrócenie je pierwotnego wyglądu poprzez powtórne zainstalowanie pochodzącego z niej ikonostasu, który obecnie znajduje się w Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku. Niezwykłej urody jest też niewielka świątynia zwieńczona gontowym, dwuspadowym dachem kalenicowym w Łodzinie, pochodząca z 1773 r., z uroczym, ludowym ikonostasem. Interesujące są dziewiętnastowieczne obiekty w: Tyrawie Solnej, Hołuczkowie, Siemuszowej – trójdzielne, każda z charakterystyczną wieżą, dostawioną jako czwarty element konstrukcji, co odróżnia je od innych cerkwi drewnianych na naszym terenie. Interesujące, zwłaszcza ze względu na wyposażenie wnętrza są obiekty w Hłomczy oraz w Dobrej. Tu jednak, obok eklektycznej bryły świątyni stoi drewniana trójkondygnacyjna dzwonnica bramna, w której zachowało się pomieszczenie po dawnej kaplicy i ściana pod ikonostas. Czyni to z tego obiektu jedyny w Polsce przykład drewnianej cerkwi wieżowej. Piękny ikonostas posiada również dawna cerkiew a obecnie kościół w dzielnicy Sanoka – Olchowcach. Prawie wszystkie ze znajdujących się na tym odcinku szlaku cerkwi posiadają wspaniałe, kompletne ikonostasy i wyposażenie, co jest w regionie bieszczadzkim rzadkością. 
Na południe od Sanoka przebiega Szlak Ikon Doliny Osławy. Tu spotykamy przede wszystkim unikatowe obiekty wschodnio-łemkowskie, z zachowanymi ikonostasami i wyposażeniem. Wiele z nich nadal jest wykorzystywanych dla potrzeb kultu jako świątynie greckokatolickie lub prawosławne, co pozwala wyznawcom innych wyznań i religii na uczestnictwo w niezwykle efektownych i widowiskowych nabożeństwach wschodniego chrześcijaństwa. 
Tylko dolinie Osławy możemy spotkać przykłady cerkwi wschodnio-łemkowskich tzw. bezwieżowych w Turzańsku i Rzepedzi oraz w Komańczy – niestety ta ostatnia zrekonstruowana po pożarze sprzed kilku laty - jest tylko repliką. Cerkiew w Turzańsku, co warto podkreślić, została zgłoszona na Światową Listę Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. 
Rzadki styl, tzw. wschodniołemkowski wieżowy możemy zobaczyć na przykładzie świątyń w: Radoszycach, Szczawnem, Wisłoku Wielkim. Bardzo bogate i imponujące wnętrze posiada eklektyczna świątynia w Morochowie. Warto również zwrócić uwagę na cerkwie murowane takie jak reprezentujące styl józefiński Smolnik i Zagórz oraz Archikatedralny Sobór Prawosławny w Sanoku, z Cudowną Ikoną Matki Bożej Sanockiej z XVII w. 

TK: Wiele perełek architektury cerkiewnej na Podkarpaciu jest trudno dostępnych dla turystów. Brakuje m.in. stałych godzin otwarcia obiektu w sezonie. Jest to szczególnie uciążliwe dla turystów indywidualnych, którzy w przeciwieństwie do przewodników najczęściej nie posiadają informacji o tym, gdzie znaleźć osobę, która dysponuje kluczami do świątyni. Jak wygląda ta sytuacja w powiecie sanockim?
PW:
Poruszony problem jest rzeczywiście istotny, choć w różnych miejscowościach wygląda to odmiennie. Pomimo ustaleń poczynionych podczas wytyczania i organizacji Szlaku Ikon, nie zawsze obejrzenie wnętrza jest sprawą prostą. Wynika to głównie z faktu funkcjonowania już niewielkich społeczności, szczególnie prawosławnych i greckokatolickich w górach, a co za tym idzie, brak osób, zwłaszcza stosunkowo młodych i sprawnych, które mogłyby się tym zająć tym bardziej, że cerkwie te są głównie obiektami filialnymi, a zatem klucze do nich są w posiadaniu wiernych mieszkających w różnych częściach wsi, pracujących w zakładach pracy, w polu lub w lesie albo uczących się. 
W zasadzie nie ma problemu z pozyskaniem klucza do obiektów w miejscowościach, w których obok świątyni mieszka proboszcz z rodziną. Tak jest w Sanoku, Hłomczy, Morochowie, Komańczy i Mokrem. Podobnie w obiektach służących dziś jako kościoły rzymskokatolickie, gdzie proboszcz mieszka obok świątyni (Wisłok, Olchowce).
W miejscowościach takich jak: Czerteż, Hołuczków, Siemuszowa, Radoszyce, Międzybrodzie, Smolnik, n. Osławą, Łodzina, klucze znajdują się w pobliskich domach, a informacja o tym wisi na drzwiach lub na tablicy ogłoszeń. 
W przypadku Rzepedzi klucze są w domu na początku wsi, tu jednak pomimo życzliwości lokalnego proboszcza i rodziny posiadającej klucze, sprawa bywa czasem utrudniona ze względu na problemy zdrowotne tej rodziny. W Turzańsku trzeba podjechać na koniec wsi, choć cerkownyk zawsze jest bardzo życzliwy turystom. Można też do niego zadzwonić, co ułatwia sprawę. Informacja o tym również znajduje się przy cerkwi. W Szczawnem sytuacja jest nieco trudniejsza, gdyż cerkiew stoi na skraju wioski, zaś osoby posiadające klucz mieszkają w jej centrum. Co warte podkreślenia i pochwały, proboszcz ustala w sezonie letnim dyżury młodych osób, które udostępniają cerkiew. W Zagórzu również znajduje się informacja o kontakcie do cerkownyka. W Dobrej klucze dostępne są w sklepie po drugiej stronie drogi, czyli również w miejscu łatwym do znalezienia i ogólnodostępnym. Informacja o tym również wywieszona jest przy cerkwi. Dużym problemem jest natomiast dojazd do tych obiektów autobusami, co jest spowodowane brakiem miejsca do zaparkowania lub ograniczeniem tonażu drogi.

TK: W powiecie sanockim istnieje kilka szlaków kulturowych. Czy informacja na ich temat jest wystarczająca? Czy istnieją dobre strony internetowe lub publikacje powszechnie dostępne w księgarniach, które ułatwiają turystom poznanie tych szlaków?
PW:
Na naszym terenie mamy: Szlak Ikon w wersji rowerowej i pieszej, Szlak Przygód Dobrego Wojaka Szwejka (pieszy i rowerowy), Szlak Nadsańskich Umocnień (rowerowy), Szlak Architektury Drewnianej (samochodowy), Szlak „Prawem i Lewem po Ziemi Sanockiej” (rowerowy), Szlak Rodowy Lubomirskich (samochodowy) i Szlak Historii Przemysłu Naftowego (samochodowy). 
Wspomniany już Szlak Ikon to moim zdaniem najcenniejsza inicjatywa. Problemem stanowi jednak odnawianie jego oznakowania i zbyt mała w ostatnich latach ilość tanich, popularnych publikacji poświęconych temu tematowi. Istnieją natomiast dość dobre komercyjne przewodniki: „Cerkwie Szlaku Ikon” oraz „Cerkwie Bieszczadzkich Bojków”. Bardzo słaba jest natomiast obecnie jego promocja, szczególnie w Internecie.
Szlak Architektury Drewnianej, jako inicjatywa ogólnopolska, jest dobrze oznakowany w terenie, brakuje jednak wydawnictw i folderów w punktach dystrybucyjnych (Informacja Turystyczna, księgarnie) na terenie przebiegu szlaku. 
Szlak Przygód Dobrego Wojaka Szwejka został bardzo dobrze oznakowany, jednak wymaga już odnowienia, co jest planowane na ten rok. Brakuje też poświęconych mu publikacji. Ostatnie pojawiły się przed kilkoma laty, w formie folderu i niewielkiego przewodnika. Trudno dostępny jest również, skądinąd niezły, przewodnik po Szlaku Nadsańskich Umocnień. Brak tanich wydawnictw informacyjno-promocyjnych na temat szlaków kulturowych powiatu sanockiego, a w szczególności Szlaku Ikon, w związku z dużym popytem na nie, powoduje że dystrybuowane są nawet kserokopie wydanych wcześniej folderów. 
Oznakowanie Szlaku Prawem i Lewem jest dość dobre, brakuje jednak wydawnictw na ten temat. Szlak Historii Przemysłu Naftowego to dobra inicjatywa, niestety oznakowanie jest kiepskie, a wydawnictwa mu poświęcone są niedostępne. 
Co się tyczy Szlaku Rodowego Gniazd Lubomirskich, to nie spotkałem się z jakimkolwiek turystą zainteresowanym tym tematem. Do obiektów znajdujących się na tym szlaku udają się oni nie z powodu istnienia szlaku, lecz ich wartości architektonicznej lub historycznej, często nie wiedząc nawet o związkach obiektu z Lubomirskimi. 
Informacja w Internecie w odniesieniu do opisanych szlaków jest generalnie dość słaba i w zasadzie - jeśli istnieje - to jest to głównie inicjatywa społeczna. 

TK: Jaką atrakcję turystyczną powiatu sanockiego uważa Pan za najmniej docenianą przez turystów?
PW:
Myślę, że wszystkie walory kulturowe w powiecie sanockim są dostrzegane i doceniane przez turystów, na ile oczywiście o nich wiedzą i są w stanie do nich dotrzeć czy z nich skorzystać. Jest natomiast szereg rzeczy, które byłyby doskonałymi atrakcjami turystycznymi ale nadal nie ma ich na rynku. Oprócz wspomnianej już kultury Łemkowszczyzny Wschodniej (stroje, zwyczaje, kuchnia, muzyka itp.) – jest na to duży popyt, a mała podaż, warto też wykorzystać lepiej historię II wojny światowej: na przykład dwa całkowicie zachowane schrony z tzw. Linii Mołotowa są zasypane a mogłyby być atrakcjami na wzór pobliskiego Przemyśla.
Sanok to również dzieje polskiej motoryzacji – po mieście mógłby jeździć jako atrakcja turystyczna zabytkowy SAN H-01, który niedawno został wyremontowany w Autosanie.
Także wspomniany okres staropolski (zbójnicy, lisowczycy) to ogromny, niewykorzystany potencjał. Takich tematów do zagospodarowania w turystyce kulturowej jest naprawdę dużo.

TK: Spośród wszystkich trzech powiatów obejmujących Bieszczady w granicach turystycznych, jedynie w powiecie sanockim istnieje większe skupisko potomków rdzennych mieszkańców – ludności rusko-ukraińskiej. Czy turysta odwiedzający region ma możliwość zapoznania się z kulturą łemkowską w innych miejscach niż sanocki skansen czy kolekcja ikon w Muzeum Historycznym?
PW:
Tak, jest to możliwe odwiedzając choćby wspomniane wcześniej greckokatolickie i prawosławne świątynie, szczególnie podczas nabożeństw i uroczystości. Sobrą okazją do tego są również lokalne święta takie jak: Widpust i Kermesz Radoszyckie Źródełko, Święto Kultury Nad Osławą organizowane przez koło Związku Ukraińców w Polsce w Mokrem, czy zjazd uluczan i nabożeństwo na górze Dubnym w Uluczu. Różne koncerty i spotkania odbywają się w Sanoku i w Mokrem. 
Natomiast na co dzień odwiedzić można prywatną kolekcję pani Darii Boiwki w Komańczy, gdzie zobaczymy łemkowskie stroje, hafty, haftowane ikony oraz słynne krywulki i inne przykłady miejscowej biżuterii. Niewielka izba pamięci znajduje się na dzwonnicy cerkwi w Wisłoku Wielkim. Odwiedzić można liczne pracownie ikonopisarskie np. w Sanoku lub w Rzepedzi. Od 2002 r. w Morochowie odbywają się na przełomie lipca i sierpnia warsztaty artystyczne w ramach Szkoły Dziedzictwa Kulturowego Pogranicza, których organizatorem jest Cieszyńskie Studio Teatralne oraz Stowarzyszenie na Rzecz Odnowy i Współistnienia Kultur "Sałasz". Miejscem spotkań jest stara wyremontowana stodoła na skraju wsi. Oczywiście, jak już wspomniano, miejsc i inicjatyw tego typu jest stanowczo za mało w stosunku do potrzeb.

TK: Czy wśród odwiedzających powiat sanocki znajduje się wielu cudzoziemców, a jeśli tak, to obywatele których państw dominują?
PW:
Informacje z Centrum Informacji Turystycznej w Sanoku oraz z Muzeum Historycznego i Muzeum Budownictwa Ludowego potwierdzają, że udział turystów zagranicznych z roku na rok wzrasta i choć nadal jest to zaledwie kilka procent w porównaniu do turystów krajowych, to według informacji z CIT bywają takie dni w sezonie, kiedy obcokrajowcy zdecydowanie dominują. Największą grupą są goście z Francji oraz innych krajów francuskojęzycznych. Po nich plasują się Niemcy, turyści z Anglii, Holendrzy, Hiszpanie, Włosi, Czesi, Słowacy, Węgrzy, Ukraińcy, Rosjanie. Zdarzają się pojedynczy goście z Japonii, Korei Płd. Chin, Australii, zauważalni są również przybysze z Izraela i USA. Większość z nich przyjeżdża tu z powodu zainteresowania kulturą, w szczególności drewnianą architekturą cerkiewną. 

TK: Co sądzi Pan na temat perspektyw rozwoju w regionie turystyki sentymentalnej potomków wysiedlonych stąd w latach 1944–1947? Czy obywatele Ukrainy oraz mieszkańcy północnych i zachodnich obszarów Polski są zainteresowani poznawaniem rodzinnych stron swoich przodków?
PW:
Ten sektor rynku turystycznego również wrasta i to nie tylko z terenów północnej i zachodniej Polski, a więc miejsc na które wysiedlono ludność z Bieszczadów w 1947 roku, ale również z Ukrainy. Ostatnio daje się zauważyć tendencję wzrostową z tego kierunku. Sporo turystów, których wizyta spowodowana jest motywacjami sentymentalnymi to również Izrael, USA i Kanada, są to więc typowi turyści etniczni. 

TK: Jak ocenia Pan dotychczasowe działania na rzecz promocji atrakcji turystycznych powiatu sanockiego? Które z nich uważa Pan za zwieńczone sukcesem, a jakie skończyły się niepowodzeniem?
PW:
Rozpatrywanie zagadnień związanych z turystyką ma sens wówczas, gdy analizując te zjawiska odnosimy się do regionów turystycznych, a nie do jednostek administracyjnych, w szczególności pojedynczych gmin czy powiatów. Z perspektywy turysty zupełnie obojętnym jest, czy Wetlina leży w powiecie bieszczadzkim czy leskim, albo czy Zagórz jest w leskim czy sanockim. Jak zresztą wiemy, również w ostatnich latach granice administracyjne ulegały częstym, nie zawsze przemyślanym zmianom. Nasi goście nie wysyłają pozdrowień swoim znajomym z powiatu sanockiego, leskiego czy bieszczadzkiego lecz z Bieszczadów lub z Beskidu Niskiego. Przenoszenie tego podziału na kulturę czy historię jest jeszcze bardziej nietrafione zwłaszcza, jeśli historycznie jest to jeden obszar. Warto pamiętać, że z Sanoka do Leska - siedzib dwóch powiatów - jest zaledwie ok. 10 km. Nie ma też między tymi miastami wielkiej rzeki ani potężnej góry, która jakoś znacząco wpływałaby na odmienność kulturową czy rozbieżność historycznych losów. Jedyna granica pomiędzy tymi miastami przebiegała na Sanie w latach 1939-41 po agresji III Rzeszy i ZSRR na Polskę. Był to okres zbyt krótki, by powstały jakieś znaczące różnice kulturowe. Mieszkańcy Leska nie stali się przecież bolszewikami a Sanoka - nie ulegli zniemczeniu. 
Bieszczadzki region turystyczny, w przeciwieństwie do podziałów geograficznych tworzy postrzeganie go przez turystów oraz to, co zwiedzają oni podczas pobytu w Bieszczadach, nie wliczając wyjazdów poza granice (Lwów, region tokajski) co wynika z innych przesłanek. W skład klasycznego zwiedzania Bieszczadów wchodzą: Bieszczadzki Park Narodowy, Jezioro Solińskie, Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku oraz kolekcja ikon i prace Z. Beksińskiego w sanockim zamku, w mniejszym lub większym stopniu poszczególne miejscowości leżące w centrum Bieszczadów lub na ich obrzeżach, w zależności od ich atrakcyjności turystycznej. Oprócz wspomnianych miejscowości leżących nad jeziorem i w przestrzeni Bieszczadzkiego Parku Narodowego są to: wspomniany przy okazji muzeów Sanok, Lesko, Ustrzyki Dolne, Cisna, Komańcza, Baligród, Zagórz, Czarna, Lutowiska itd. 
Promocja zatem winna być kompleksowa, wspólna, prezentująca całość uzupełniających się bieszczadzkich atrakcji i walorów turystycznych. Oferta powinna się reklamować pod marką Bieszczady – nie zaś powiat bieszczadzki, leski czy sanocki. Na tego typu promocję może sobie pozwolić tylko powiat, na którego terenie leży całość atrakcyjnego regionu np. tatrzański, który i tak reklamuje się przede wszystkim - i słusznie - pod marką Tatry. Warto pamiętać, że powiat bieszczadzki obejmuje tylko wschodni skrawek Bieszczadów a także Góry Sanocko-Turczańskie a nawet Pogórze Przemyskie (!).
Sposób podchodzenia do promocji turystycznej na zasadzie „każda gmina sobie” nie jest ani mądry ani skuteczny. Oznaczałoby to np. że dany szlak tematyczny – kulturowy, prowadzimy tylko przez jeden powiat i tyle, nawet jeśli obok np. Szlaku Ikon znajduje się obiekt cenniejszy niż wszystkie pozostałe w całym powiecie. Dobrym przykładem jest jedna z najcenniejszych cerkwi drewnianych w Polsce, w Uluczu, której według tej idei nie powinien objąć tworzony przez środowisko sanockie Szlak Ikon. bo jest już w sąsiednim powiecie, pomimo iż niemal przy samej granicy administracyjnej. 
Szczęśliwie większość działań prowadzanych przez bieszczadzkie środowiska związane z turystyką było działaniami ogólno-bieszczadzkimi. Już nie zawsze było tak w odniesieniu do lokalnych samorządów, jakkolwiek i te starały się raczej współpracować. 
Odpowiedź na postawione pytanie jest dodatkowo złożona, gdyż składa się na nią szereg zagadnień. I tak np. idea Szlaku Ikon sprawdziła się, gdyż obecnie bieszczadzkie cerkwie są jednym z głównych tematów interesujących przyjezdnych, a w przypadku turystów z Zachodniej Europy - częstokroć nawet głównym. Jego istnienie i, co się z tym wiąże, zainteresowanie turystów daną miejscowością wpłynęło również pozytywnie na stosunek miejscowej społeczności do danego zabytku częstokroć ratując go od zniszczenia. 
Na kanwie zainteresowania architekturą cerkiewną i zbiorami Muzeum Historycznego w Sanoku powstały liczne pracownie wykonujące ikony lub dzieła inspirowane sztuką cerkiewną, na co jest obecnie ogromny popyt. Praktycznie w co trzeciej miejscowości bieszczadzkiej działa dziś jakaś pracownia wykonująca ikony.
Szlak Nadsańskich Umocnień również uświadomił mieszkańcom wartość historyczną, a i turystyczną posiadanych obiektów i cieszy się zainteresowaniem. Szlakiem Szwejka organizowane są rokrocznie rajdy rowerowe, a pomnik Szwejka w Sanoku jest trzecim po obu muzeach punktem obowiązkowo odwiedzanym przez turystów. Szlak Architektury Drewnianej podobnie jak Szlak Ikon również trafia w zapotrzebowanie przyjezdnych. Nie bardzo zaś dostrzegam efekty Szlaku Gniazd Rodowych Lubomirskich. Prawie zupełnie nie zaistniał w przestrzeni publicznej Szlak Naftowy, a szkoda. 
Głównymi magnesami Sanoka są jego muzea, powiatu sanockiego – jego architektura drewniana i kultura – zwłaszcza łemkowska. Ważnymi walorami uzupełniającymi są takie obiekty jak zagórskie ruiny klasztoru czy leżący na granicy z powiatem leskim zamek Sobień. Większą rolę mógłby odgrywać cenny pod względem zachowania kultury Uniwersytet Ludowy w Woli Sękowej. Warto odsłonić dla turystów także walory zachodniej części powiatu, niemal zupełnie nie znanej przyjezdnym. Całość jednak wymaga dobrego ukierunkowania promocji i usługi w zależności od rynku, dla którego jest przeznaczona. Niestety, jest to słaba strona nie tylko powiatu sanockiego ale i całego regionu bieszczadzkiego. 

TK: Jakie działanie wydają się w tym momencie najważniejsze do wykonania w zakresie ochrony dziedzictwa kulturowego powiatu sanockiego?
PW:
Z całą pewnością najpilniejszym zadaniem jest zachowanie bogatego dziedzictwa kultury duchowej, szczególnie Doliny Osławy, gdyż pokolenie ludzi przechowujących w tradycjach tę kulturę a pamiętających ją z autopsji niestety sukcesywnie odchodzi, zmniejszając i tak skromną ilość autochtonów – w szczególności Łemków. Zanika język, tradycje, strój, zwyczaje. Dla Bieszczadów w ogóle jest to ostatni dzwonek, by odzyskać coś jeszcze z zapomnianego bogactwa kulturowego. Problemem jest oczywiście ochrona zabytków i właściwy do nich stosunek, ale jest to problem bodaj całego kraju. Z pewnością najcenniejsze obiekty cerkiewne, jak Turzańsk, Radoszyce, Smolnik wymagają pilnych prac remontowych i konserwatorskich. Złożonym zagadnieniem nie tylko dla powiatu sanockiego ale i całych Bieszczadów jest ochrona krajobrazu przyrodniczo-kulturowego, a przede wszystkim sprawa ograniczenia ekspansji kiczu architektonicznego. Dobrze stałoby się również, gdyby sanockie Muzeum Historyczne, wraz ze swoimi unikatowymi w skali światowej zbiorami, przeszło spod zarządu powiatu pod zarząd marszałka województwa, co zmniejszyłoby problemy finansowe, z jakimi ta placówka rokrocznie się boryka. 
No i oczywiście wspomniane schrony z okresu II wojny światowej: dobrze, aby doczekały się one minimalnego choćby uporządkowania otoczenia, co powstrzymałoby ich dalszą dewastację i zwiększyłoby atrakcyjność turystyczną

TK: Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Łukasz Bajda
 

 

Nasi Partnerzy

 

Copyright ©  Turystyka Kulturowa 2008-2024


Ta strona internetowa używa pliki cookies w celu dostosowania serwisu do potrzeb użytkowników i w celach statystycznych. W przeglądarce internetowej można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Brak zmiany tych ustawień oznacza akceptację dla cookies stosowanych przez nasz serwis.
Zamknij