Główna :  Dla autorów :  Archiwum :  Publikacje :  turystykakulturowa.ORG

 

Data wydania 29 grudnia 2010, redaktor prowadzący numeru: Armin Mikos v. Rohrscheidt

Numer 1/2011 (styczeń 2011)

 

Recenzje

 



Ameryka nie istnieje
autor: Wojciech Orliński
rok wydania: 2010
ISBN: 978-83-7513-742-2
liczba stron: 288
format: 123x197 mm
oprawa: miękka

Paulina Ratkowska

Co z tą Ameryką?
„Ameryka nie istnieje” Wojciech Orliński

          Wydawnictwo Pascal wprowadziło w tym roku na rynek kilka nowych serii, w tym „Mój prywatny świat”. Do tej pory ukazały się w niej trzy tytuły - „Kobiety na motocyklu” Anny Jackowskiej, „Tygiel” Piotra Kossowskiego oraz „Ameryka nie istnieje” Wojciecha Orlińskiego. Czym jest ta ostania, chwalona przez recenzentów za wieloaspektowość i pojemność gatunkową? Czy jest to książka podróżnicza? Czy raczej zbiór esejów społeczno – polityczno – kulturalnych na temat USA? Czy może jest współczesnym ujęciem przedmiotu z historią Ameryki w tle? Te i wiele innych wątków dotyczących kraju marzeń porusza autor w swojej książce, ale po głębszej analizie wydaje się jednak, że tekst, który ma ambicje pisać o o wszystkim, de facto jest o… niczym. 
          Kim jest autor? Orliński to 40-letni z wykształcenia chemik, z praktyki dziennikarz, pisarz i publicysta, od trzynastu lat związany z "Gazetą Wyborczą", na łamach której publikuje głównie na tematy związane z kulturą masową. W swoim dziennikarskim życiu pracował w "Sztandarze Młodych", Biuletynie Polskiej Akademii Nauk oraz w "Wiadomościach Kulturalnych", publikował także w „Krytyce Politycznej”, był jednym z założycieli pisma "Lewą Nogą". Za swoją działalnośc wyróżniany był wielokrotnie, m. in. w 2005 roku stypendium wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku. Przed „Ameryka nie istnieje” wydał „Co to są sepulki? Wszystko o Lemie” oraz opowiadania z gatunku science-fiction, publikowane w "Nowej Fantastyce". Od 2006 roku prowadzi też poczytny blog "Ekskursje w dyskursie". 
          Naturalnie wiek autora nie powinien grać roli, ale jednak – gdy pisze się o Ameryce, owe 40-lat ma znaczenie. Kolejne roczniki, ludzi urodzonych w Polsce w latach 60-tych i 70-tych marzyły o życiu właśnie takim, jak je widzieli przez pryzmat amerykańskich produkcji. To, co zobaczyli w młodości, przetworzone przez masową kulturę, zostało podniesione do n-tej potęgi przez idyllizację ich młodzieńczych marzeń. W tym momencie spojrzenie na Amerykę zmienia się (wypacza) radykalnie. 
          Czym jest „Ameryka nie istnieje”? Jeśli próbowalibyśmy wskazać konkretny gatunek literacki, to najbliżej tej publikacji do zbioru luźnych rozważań w formie najbardziej predestynowanej do tego typu pisania – eseju o charakterze społeczno – polityczno – kulturowym, poświęconego zarówno czasom przeszłym, jak i współczesnym. W książce relatywnie wiele miejsca poświęcono historii USA – tej powszechnie znanej i tej, do poznania której trzeba trochę poszperać w bibliotece. Książka ta mogłaby stać się przewodnikiem po kulturze amerykańskiej, albo nawet przewodnikiem do tego, jak należy się przygotować do podróży po USA, które filmy warto obejrzeć, które książki warto przeczytać, których utworów warto posłuchać, szczególnie w ich warstwie tekstualnej – by tym ostrzej móc zestawić swoje wyobrażenie Ameryki z tym, co zastaniemy w USA. By móc stać się tym lepszym przewodnikiem po stereotypach związanych z USA książka kończy się indeksem nazwisk i różnych dzieł – filmowych, telewizyjnych, literackich, teatralnych, muzycznych oraz bibliografią – polsko- i anglojęzyczną a także króciutką galerią zdjęć, odpowiadającą chyba przede wszystkim polskim stereotypowym wyobrażeniem USA. 
          Czym na pewno nie jest „Ameryka nie istnieje”? Z pewnością - wbrew temu co sugerują niektórzy recenzenci - nie jest przewodnikiem turystycznym czy książką podróżniczą. Sporadyczne informacje o tym, co w danym miejscu warto odwiedzić, nie czynią jeszcze z żadnej książki przewodnika turystycznego! Podróż zaś stała się dla autora raczej tylko pretekstem do rozważań zupełnie innego gatunku, niż koncentracji na tym, co bliskie podróżowaniu sensu stricte. Autor faktycznie przejechał kawał Stanów Zjednoczonych, ale nie po to, by pisać o ich walorach i atrakcjach turystycznych, tylko po to, by kontemplować, a w zasadzie - co w wypadku Ameryki szybko staje się udziałem większości - by kontestować fałsz i zakłamanie tego kraju pomieszane z uznaniem dla potęgi marketingu i reklamy w formie jak najbardziej wysublimowanej i doprowadzonej do doskonałości. Naturalnie, jest na terenie USA wiele pięknych przestrzeni wartych tego, by je odwiedzić, wiele wspaniałych muzeów z kolekcjami tak bogatymi, że europejskie placówki mogą im jedynie pozazdrościć. Jednak większość podróżników po odwiedzeniu USA skupia się raczej na tym, czego tam nie zobaczyli – choć na podstawie przekazu medialnego żyli w przeświadczeniu o istnieniu owych miejsc czy zjawisk – niż na tym, co tam faktycznie zastali. Nadal największy podziw w Ameryce wzbudza potęga PR oraz tego, co w Ameryce nie istnieje… 
          W kolejnych esejach (rozdziałach) książki Orlińskiego, w których autor poświęca trochę więcej miejsca raczej poszczególnym przestrzeniom niż zjawiskom, poszczególne miasta opisywane są w sposób… jak najbardziej odpowiadający stereotypom, znanym z kolejnych hollywoodzkich produkcji. Los Angeles jawi się zatem jako miasto przemocy, gwałtów, wojen gangów i narkobiznesu, Las Vegas przedstawione jest jako kwintesencja kiczu i przepuszczania pieniędzy, małomiasteczkowa Main Street czy amerykańskie Południe są w tych opisach... jeszcze bardziej małomiasteczkowe. Jedynie obrazki z Pogranicza, Nowego Jorku czy sławnej „Route 66” odchodzą od powszechnych wyobrażeń o tych miejscach, potwierdzając tezę o ich fragmentarycznym przedstawianiu w mediach.
          Czytelnika, który jak dotąd poznawał Amerykę jedynie przez pryzmat kreujących ją mediów, obraz Orlińskiego może szokować, jednak ci, którym nieobce jest podróżowanie czy mniej lub bardziej poszerzona wiedza z zakresu kulturoznawstwa albo socjologii nie znajdą w niej niczego zaskakującego. Orliński przedstawia USA dalekie od standardów znanych z filmów czy Discovery Chanell. Jego wizja jest bliska spostrzeżeniom Adorno, Eco, Benjamina, Baumana, Baudrillarda czy MacDonalda – jest to obraz odarty z sentymentów, krytyczny, choć z drugiej strony nie ukrywający fascynacji czy choćby szacunku dla potęgi kreacji. Niestety, „Ameryka nie istnieje” to obraz homogeniczny, bazujący na podważaniu powszechnych stereotypów, w związku z tym zawęża się on jakby automatycznie do tych stanów i miast, które są najbardziej wyraziste, pomijając te z kolejnych szeregów jak Alaska, Floryda, Alabama, Hawaje czy Massachusetts. Podróżując przez te obszary i obserwując życie toczące się tam właśnie, książka mogłaby być dużo bardziej odkrywcza i przedstawiałaby także Amerykę, która istnieje, zostawiając z boku tę, której nieistnienie dawno już „odkryto” i szeroko omówiono. Wydaje się więc że najstosowniej byłoby tę książkę określić mianem relacji z podróży po Stanach Zjednoczonych śladami popkultury.
          Znający teksty Orlińskiego – czy to z „Wyborczej” czy z jego bloga – mogliby się spodziewać książki niezwykle erudycyjnej. Niestety, autor tym razem tylko prześlizguje się po różnorodnych tematach, nie pogłębiając żadnego z nich. Finalnie okazuje się, że chcąc powiedzieć o Ameryce bardzo wiele – nie ma do powiedzenia o niej nic odkrywczego. Wszystkie poruszane przez niego tematy – początek kolonizacji Ameryki, historia Ku-Klux-Klanie, marzenia o Dzikim Zachodzie, szeryfach i saloonach, informacje o powstawaniu i upadaniu miast, korporacjach i związkach zawodowych, wielowiekowe relacje z Indianami czy konflikty rasowe pomiędzy białymi a czarnymi, Hollywood oraz Disneyland, które kształtują dzisiejszą Amerykę, fenomen informatycznej rewolucji Doliny Krzemowej, zamiłowanie Amerykanów do teorii spiskowej, odkłamywania historii i powszechnego wyważania dawno otwartych drzwi – były już wielokrotnie analizowane. Brak tu jakichkolwiek zaskakujących spostrzeżeń czy nieznanych wcześniej faktów. Książka jest natomiast krytyczną opowieścią o USA i może stać się odskocznią do pogłębiania wiedzy na temat zasygnalizowanych w tekście wątków. 
          Znany dziennikarz przejechał lwią część najbardziej stereotypowych miejsc w USA i doszedł do wniosku, że to tylko symulakrum, że Ameryka, którą wszyscy tak doskonale znamy z małego i dużego ekranu, z komiksów i gier komputerowych… nie istnieje. Po przeczytaniu książki, mając w pamięci biogram Orlińskiego, nachodzi tylko pytanie, dlaczego ktoś, kto nazywa się – i jest - znawcą pop kultury, musi jechać do USA, żeby przekonać się, że Ameryka taka, jak ja nam serwują amerykańskie media - nie istnieje naprawdę? Założeniem pop kultury jako takiej jest przecież umasowienie, zestandaryzowanie, uproszczenie oraz wszechobecna kreacja.
  

 

Nasi Partnerzy

 

Copyright ©  Turystyka Kulturowa 2008-2024


Ta strona internetowa używa pliki cookies w celu dostosowania serwisu do potrzeb użytkowników i w celach statystycznych. W przeglądarce internetowej można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Brak zmiany tych ustawień oznacza akceptację dla cookies stosowanych przez nasz serwis.
Zamknij