marzec, 2025

Rozmowa z dr Bartłomiejem Gruszką, zielonogórzaninem, prezesem Fundacji Tłocznia w Zielonej Górze.

Autor: Armin Mikos von Rohrscheidt

„Turystyka Kulturowa:”: Z zawodu jest Pan archeologiem, z tytułem doktorskim i dziesiątkami publikacji na koncie. Zajmował się Pan też popularyzacją archeologii i jej odkryć w regionie. Skąd więc w tym winiarstwo, skoro tyle jeszcze można tu znaleźć w ziemi? Dlaczego  jest dla Pana tak ważne?

Dr Bartłomiej Gruszka.  Od wielu lat interesuję się historią Zielonej Góry, kolekcjonuję pamiątki (pocztówki, zdjęcia, rachunki przedwojennych zielonogórskich firm, wieszaki i wiele innych). Prowadziłem też wiele badań archeologicznych na terenie Zielonej Góry. Winiarstwo jest nieodłącznym elementem historii i tradycji naszego miasta, było drugim po włókiennictwie, źródłem dochodu dawnych mieszkańców. Statystycznie w XIX wieku nie było w Grünbergu rodziny, która nie miałaby winnicy. Co istotne winiarstwo i tradycje winiarskie obecnej Zielonej Góry są naszym znakiem rozpoznawczym, miasto słynie właśnie z tego, z lokalnych winnic, coraz lepszych win, piwnic winiarskich, które od kilku lat są bardzo chętnie odwiedzane i zwiedzane przez coraz liczniejsze grupy turystów, podobnie jak okoliczne winnice. Co ważne, to jest historia żywa, którą można dotknąć i zobaczyć na co dzień. Poza Zieloną Górą nie mamy takiej szczęśliwej zbitki: wielowiekowej historii uprawy winorośli i produkcji wina czy winiaków, zachowanej substancji zabytkowej oraz odradzającej się z sukcesami produkcji wina, po chwilowym upadku w latach 70.-80. XX wieku. Poza Zieloną Górą nigdzie w Polsce tego nie ma. Dlatego winiarstwo i ogólnie pojęta kultura winiarska Zielonej Góry jest tak ciekawa i potrafi mocno zawrócić w głowie – dosłownie i w przenośni.

TK: Faktycznie, Zielona Góra kojarzy się dość powszechnie, a przynajmniej wśród turystów, z winem i winiarstwem – i są do tego dobre powody – bo jest tu i długa historia i spora grupa pasjonatów, którzy je kultywują i przekazują. Który z obiektów w mieście najwięcej opowiada jego gościom o tym wymiarze lokalnego dziedzictwa i najpełniej je prezentuje?

BG: To bardzo trudne pytanie. W 2010 roku ukazała się publikacja „Enographia Thalloris”, której głównym autorem jest Mirosław Kuleba, a wydawcą inna znamienita postać lokalnego winiarstwa –Przemysław Karwowski. W książce na ponad 1000 stron opisano właśnie tę tradycję, bardzo dokładnie, bardzo szeroko. Nie podjąłbym się odpowiedzi na pytanie, który ze znanych obiektów najbardziej i najpełniej może nam powiedzieć o wymiarze lokalnego dziedzictwa. Myślę, że taką grupą obiektów mogą być piwnice, bardzo różnorodne pod względem funkcji i architektury, od małych znajdujących się pod kamieniczkami, po ogromne leżakownie, jak te przy ul. Moniuszki, Placu Słowiański czy przy ul. Sowińskiego. Piwnice pokazują nam szeroki przekrój potencjału winiarskiego miasta: od małych, można powiedzieć domowych wytwórców, po ogromne przedsiębiorstwa produkujące setki tysięcy litrów wina rocznie. Tak, piwnice, jako grupa obiektów mogą być właśnie tym elementem naszej historii, która najpełniej może opowiedzieć o lokalnym dziedzictwie.

TK: W historii terytorium wokół Zielonej Góry uważano za najdalej na wschód i północ wysunięty zwarty obszar uprawy winorośli w Europie. Nie sprzyjało to jednak jakości trunku (choćby z powodu kapryśnego klimatu). Czy jednak znawcy i pasjonaci potrafią wskazać szczególne zalety wina z Zielonej Góry?

BG: W XIX wieku na skutek kilku satyrycznych utworów opublikowanych m.in. przez Karla Eduarda von Holetei czy Johannesa Trojana, do grünbergera, czyli lokalnego zielonogórskiego wina, przylgnęła łatka słabego jakościowo trunku. Starano się z tą niesprawiedliwą opinią walczyć, wielu ekspertów z epoki wypowiadało się pochlebnie o zielonogórskich winach. Oczywiście, tak jak w wielu regionach winiarskich można napić się dobrego wina, ale też przeciętnego czy wręcz „niepijalnego”. Zapewne podobnie było w Grünbergu. Wiele też zależy od pogody, która faktycznie potrafi mocno wpływać na jakość wina. Obecnie, a myślę, że wiele osób się z tym zgodzi, iż największą zaletą zielonogórskich win jest ich naturalność, owocowość, świeżość i lekkość. Zwłaszcza wina białe z takich szczepów jak riesling, pinot blanc czy chardonnay są  cenione przez koneserów, z kolei z win czerwonych dobrze udają się Zweigelt czy pinot noir. No i wina musujące, produkowane tę samą metodą co w Szampanii. To znak rozpoznawczy lubuskich win, zwłaszcza tych z rejonu Krosna Odrzańskiego.

TK: Kultura winiarska to nie tylko produkcja tego gatunku alkoholu i jego konsumpcja. Które z elementów tej kultury dobrze zakorzeniły się w Zielonej Górze i jej okolicach i są szczególnie warte doświadczenia przez gości spoza miasta? 

BG: Myślę, że jest nią właśnie enoturystyka, forma turystyki, która polega na odwiedzaniu lokalnych winnic, rozmowach z winiarzami, niekiedy przebywania na winnicy przez kilka dni, aby lepiej poznać winiarza, specyfikę winnicy. Coraz więcej winnic ma odpowiednio do tego przygotowane zaplecze. No i oczywiście nieodłącznym elementem jest jedzenie, zwłaszcza lokalnych produktów, od miejscowych producentów: sery, wędliny, pieczywo. Mamy tu naprawdę znakomitych serowarów, wytwórców wędlin, doskonałych producentów pieczywa. To wszystko świetnie komponuje się z winem, zwłaszcza pitym na świeżym powietrzu w winnicy w ciepłe wieczory.

TK: Co powinno się do tutejszego wina jeść w Zielonej Górze? Czy ma Pan jakaś ulubioną, a dostępną na co dzień propozycję?

BG: Wszystko zależy od okoliczności. W Zielonej Górze jest organizowanych coraz więcej spotkań, tak zwanych komentowanych. Są to kolacje, obiady, nawet śniadania, na których parowane są wina z jedzeniem. Wina są tak dobierane do posiłków, aby podkreślały ich smaki. Do tego szef kuchni, ale także sommelier dyskutują, opisują co jemy, co pijemy i dlaczego tak to wszystko ze sobą połączyli. Jednak wino pije się przecież nie tylko podczas uroczystych spotkań, ale na co dzień, do codziennego obiadu. Dobrym dodatkiem do wina są oczywiście sery, zwłaszcza niezbyt ostre, wędliny, np. dziczyzna. W lipcu ubiegłego roku na festiwalu win musujących w Krośnie Odrzańskim hitem były ostrygi serwowane do naszych win musujących. Dla mnie bardzo dobrym połączeniem, choć niektórym może to się wydawać niedorzeczne, jest tradycyjna, swojska kaszanka podana do wina musującego.

TK: Które sposoby promocji zielonogórskiego wina uznałby Pan za najskuteczniejsze? Czy są nowe pomysły na jego popularyzację?

BG: Tak zwana poczta pantoflowa, czyli jedna osoba poleca innej wydarzenie, produkt itp. To proces długotrwały, który nie przynosi szybkich rezultatów, ale moim zdaniem najlepszy, bo naturalny. Oczywiście również organizowanie bardzo dobrze przygotowanych imprez winiarskich, z dodatkowymi atrakcjami. Mam tu na myśli przede wszystkim eventy piwniczne, ale także coraz częściej odbywające się w regionie mniejsze wydarzenia, jak Festiwal Win Musujących Muśnięci w Krośnie Odrzańskim, czy Wino na Fali w Cigacicach. Istotne jest także to, że turysta, który przyjedzie do lokalnej winnicy, bardzo często ma okazję na bezpośrednie spotkanie z winiarzem, od niego może usłyszeć całą opowieść, jest to autentyczne spotkanie z winem i jego twórcą. To bardzo duża zaleta naszych lokalnych winnic, która przekłada się na promocję samego winiarstwa. Targi winiarskie, wyjazdy studyjne, na które lokalni winiarze jeżdżą, to także doskonałe sposoby promocji. Dobrą rekomendacją dla miejscowych win jest również to, że coraz częściej pojawiają się one w ofercie restauracji, sklepów, nawet tych wielkopowierzchniowych. Dwa lata temu w Zielonej Górze powstał jedyny w Polsce Wine Bar Skrzynka Wina, który oferuje tylko lokalne wina z regionu lubuskiego. To też świadczy o sile i potencjalne regionu i jest również doskonałym elementem promocji lokalnego wina

TK: Skąd wzięła się Wasza Fundacja Tłocznia? Komu i czemu ona służy?

BG: Nazwa wzięła się od tłoczenia pomysłów, ale tłocznia to także miejsce, gdzie tłoczy się moszcz, czyli wyciska sok z winogron, który później fermentuje i zamienia się w wino. Naszym takim pierwszym hasłem było: „Robimy ferment w mieście wina i ogrodów”, bo właśnie Zielona Góra przed stu laty była określana jako miasto wina i ogrodów. Naszym celem jest popularyzacja wiedzy o historii Zielonej Góry, jej tradycjach, nie tylko winiarskich, choć jak już wspomniałem, są one dla nas bardzo ważne. Organizujemy liczne spacery tematyczne, spotkania, festiwale winiarskie, jak chociażby Dni Otwartych Piwnic Winiarskich, wydajemy publikacje i szukamy nowych miejsc, które są związane z winiarską historią miasta, a jest jeszcze co odkrywać.

TK: Jako Fundacja organizujecie Państwo spacery winiarskie po mieście. Czy ich uczestnikami są głównie Zielonogórzanie, czy właśnie turyści? Co najbardziej zachwyca, a co może głównie zaskakuje uczestników tych spacerów?

BG: Tak, spacery, to część naszej działalność, którą bardzo lubimy. Czy przychodzą na nie turyści czy zielonogórzanie, to zależy, kiedy takie spacery się odbywają. Podczas Winobrania, naturalnie około 90% uczestników to są turyści, ale jak prowadzimy spacer np. na rozpoczęcie nowego roku na Jagodowe Wzgórze (to spacer niewiniarski, z lampami naftowymi), to przychodzi ponad stu zielonogórzan, a szczególnie dużo jest wówczas dzieci. Turystom najbardziej podobają się opowieści. Staramy się mówić o rzeczach nieoczywistych, pokazywać miejsca, które na co dzień są niedostępne, jak chociażby wiele piwnic

TK: Czy zielonogórskie wino ma jeszcze swoje tajemnice, które można odkryć? A może są jakieś mało znane opowieści, które się z nim wiążą i byłyby dobrym uzupełnieniem spacerów i degustacji?

BG: Tak, pomimo tego, że na temat zielonogórskiego wina (traktowanego bardzo szeroko, jako tradycja winiarska) napisano już rzeczywiście bardzo wiele (wspomniana Enographia Thalloris, ale także Topografia winiarska Zielonej Góry oraz jej wznowienie, czy Ampelografia Zielonej Góry autorstwa Mirosława Kuleby albo Vademecum lubuskiego winiarstwa Przemysława Karwowskiego), to co jakiś czas udaje się odkrywać nowe informacje. Nie są to może odkrycia przełomowe, które zmieniałyby całościowe zapatrywania na tradycję winiarską Zielonej Góry, ale dla osób zainteresowanych są bardzo ważne. Myślę, że zwłaszcza w ostatnich latach, dzięki coraz łatwiej dostępnym archiwom (dzięki postępującemu procesowi digitalizacji i udostępnianiu zasobów w sieci), dowiadujemy się kolejnych ciekawych rzeczy. Dla przykładu, zastanawiano się czy już w 1945 roku odbyło się w Zielonej Górze pierwsze po wojnie Winobranie. Odpowiedź twierdząca znajdowała się w gazecie Głos Wielkopolski, gdzie znajduje się krótka wzmianka reporterska na temat Winobrania w naszym mieście właśnie w 1945 roku. Wiem także, że obecnie Przemek Karwowski pracuje nad monografią dotyczącą powojennej Lubuskiej Wytwórni Win – zapewne w tej wartościowej i potrzebnej publikacji znajdą się nowe, nieznane dotychczas informacje. Z kolei, jako Fundacja wraz z wielokrotnie wspomnianym Przemkiem Karwowskim i przyjacielem Andrzejem Goskiem prowadzimy badania dotyczące genetyki starych zielonogórskich krzewów winorośli. Badamy je pod kątem konkretnych szczepów, ale także pod względem chorób wirusowych. Mamy już pierwsze wyniki i … kilka zaskoczeń, ale też, jak to bywa w badaniach naukowych, także rozczarowań.

Z mało znanych opowieści, to uważam, że te dotyczące zielonogórskich procesów o czary, które odbywały się w mieście w XVII wieku, robią szczególne wrażenia na turystach.

TK: Czy ma Pan wrażenie, że Wasza praca publiczna znajduje oddźwięk wśród młodszych i najmłodszych mieszkańców, którzy, prędzej czy później, mieliby przejąć pałeczkę i pielęgnować to winiarskie dziedzictwo? Jakie tricki stosujecie, żeby ich nim zainteresować (szczególnie, że tych najmłodszych chyba nie bardzo możecie „wciągać’ w to tak do końca, bo mają jednak mniej niż 18 lat 🙂

BG: Jak wspomniałem, nasze spacery, które organizujemy cyklicznie dla zielonogórzan (np. na rozpoczęcie Nowego Roku czy spacer na zakończenie wakacji), ale także np. Święto Wieży Braniborskiej, które w tym roku będziemy organizować już po raz trzeci, cieszą się dużym zainteresowaniem. W ciągu ubiegłych dwóch lat, w trakcie kilku dni Wieżę Braniborską odwiedziło ponad 8 tysięcy osób. Na te wydarzenia przychodzi wiele rodzin z dziećmi, dzieciaki w sposób naturalny poznają historię miejsca, w którym dorastają, niekoniecznie tę związaną z winem. Jestem przekonany, że kiedy chwycą „bakcyla” zainteresowania przeszłością swojej małej ojczyzny, to pewna część zainteresuje się także tą winiarską jej częścią. W Zielonej Górze dzieją się też wydarzenia, które przybliżają najmłodszym tradycję Zielonej Góry. Np. Marta Blonkowska organizuje dla dzieci… rodzynkowanie. Taka edukacja przez zabawę, bardzo pożyteczna i potrzebna inicjatywa.

TK: Wasza Fundacja Tłocznia złożyła wniosek do Narodowego Instytutu Dziedzictwa o wpisanie zielonogórskich tradycji winiarskich na krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Czego spodziewacie się po takim wpisie, w czym mógłby wam pomóc? Czy tylko dać cenną etykietę potwierdzającą historyczność tych działań, czy szansą na pozyskanie środków wsparcia z dziedziny kultury, czy też miałby to być impuls do nowych przedsięwzięć, ale jakich?  

BG: Myślę, że każdy z tych aspektów jest ważny. Oczywiście sam wpis na listę jest ważny pod względem wizerunkowym. Lepiej, aby dziedzina, którą się zajmujemy, była na liście niematerialnego dziedzictwa, niż miałoby jej tam nie być. To swego rodzaju nobilitacja tradycji kulturowej i pokazanie jest trwałości i kontynuacji. Z pewnością wpis może być także dodatkowym magnesem przyciągającym turystów. Oczywiście wpis pomógłby także w realizacji nowych pomysłów, np. dotyczących prób  rozmnożenia autochtonicznych krzewów winorośli rosnących jeszcze na terenie Zielonej Góry i jej okolicach. Myślę, że wpis dałby większe możliwości w pozyskiwaniu środków na takie i podobne działania.

TK: W jakim czasie roku najlepiej zwiedzić winiarską Zieloną Górę? Kiedy jest ona najbardziej atrakcyjna i najwięcej się tu dzieje? Jak optymalnie zorganizować wtedy swoją wizytę?

BG: Okres od maja do października, to moim zdaniem czas na to, aby jak najpełniej skorzystać z oferty, którą oferują lokalni winiarze. To także czas, kiedy odbywają się trzy duże wydarzenia winiarskie, czyli Lubuski Festiwal Otwartych Piwnic i Winnic (w maju), Dni Otwartych Piwnic Winiarskich (w czerwcu) i Winobranie (we wrześniu). Z kolei październik to czas zbiorów i wtedy też warto odwiedzić nasze winnice. Wielokrotnie winiarze zapraszają do pomocy przy zbiorach, a po pracy z pewnością warto zostać na poczęstunek. 

TK: Czy tylko wino i winiarstwo? Co według Pana wyróżnia Zieloną Górę, a co zielonogórski mikroregion na tle pozostałych części województwa?

BG: Dużym walorem przyrodniczym regionu zielonogórskiego są lasy i Odra. Z kolei jeśli chodzi o elementy krajobrazu kulturowego, to tutaj stawiałbym na pałace. Warto je odwiedzać, zwłaszcza, że z roku na rok coraz więcej obiektów jest poddawanych renowacjom i remontom, chociażby na terenie samej Zielonej Góry ostatnio odrestaurowano pałac w Ochli, a pałac w Zatoniu od kilku już lat jest ogromną atrakcją turystyczną. Dobra jest też oferta wydarzeń kulturalnych, wernisaży, koncertów, spektakli organizowanych przez Lubuski Teatr w Zielonej Górze, Galerię Biuro Wystaw Artystycznych, Muzeum Ziemi Lubuskiej, Bibliotekę Norwida czy Zielonogórską Filharmonię. W okolicy funkcjonują tematyczne muzea: archeologiczne w Świdnicy, wojskowe w Drzonowie czy etnograficzne w Ochli, o Muzeum Ziemi Lubuskiej już wspomniałem. Warta uwagi jest też turystyka kulinarna, zresztą to w wielu obszarach element nierozerwalnie połączony z enoturystyką. Mamy w regionie doskonałych producentów miodów (np. Malinówka koło Nowogrodu Bobrzańskiego), naturalnych soków (Sad Solniki, w Solnikach koło Kożuchowa), przetworów z winogron, w tym moich ulubionych winogronowych galaretek i dżemów (Winnica Kinga, Stara Wieś koło Nowej Soli) wielu serowarów, producentów tradycyjnych wędlin.

TK: Które atrakcje w mieście i okolicy są Pana zdaniem szczególnie godne polecenia potencjalnym turystom kulturowym? Spróbujmy tak „ad hoc” stworzyć turystyczny kanon ziemi zielonogórskiej na parę dni pobytu.

BG: To elementy przyrodnicze, np. rejs po Odrze, podczas którego można podziwiać okoliczne winnice rozciągające się w okolicach Cigacic i Górzykowa, zielonogórski Las Odrzański: od 600 lat ważny element zielonogórskiej historii i tradycji, z którym wiążą się liczne ciekawe wydarzenia  i osoby. I elementy kulturowe, jak wspomniane pałace. Oczywiście także kuchnia połączona z winem. Co istotne, do wielu tych miejsc można dojechać rowerem, co też jest ogromnym walorem  regionu zielonogórskiego.

TK: Wasze miasto i wasz powiat to historycznie pogranicze krajów, kultur i wyznań. Czy będąc tu jako mieszkaniec wśród Polaków żyjących „między sobą” odczuwa się jeszcze wpływ tego mieszanego dziedzictwa?

BG: Tak, ja osobiście odczuwam to na każdym kroku. Wystarczy spojrzeć na historię tych ziem: najpierw krótko Piastowie, potem przynależność do państwa czeskiego, następnie krótko do węgierskiego, potem dynastia Habsburgów, kiedy to stolicą dla Zielonej Góry był Wiedeń, potem Prusy i kolejna stolica w Berlinie (Zielona Góra leży dokładnie w połowie drogi między Berlinem a Wrocławiem), Republika Weimarska, III Rzesza, Polska Rzeczpospolita Ludowa i teraz. Do tego zwłaszcza w XVII wieku ciągła konkurencja katolicyzmu i kalwinizmu. Mam to szczęście, że jako archeolog, w przeciwieństwie do większości mieszkańców naszego regionu, mogę niekiedy dotknąć różnych warstw przynależnych do różnych okresów tego obszaru. Gdy jednak spojrzymy np. na architekturę śródmieścia Zielonej Góry, to w większości jest to spuścizna niemiecka. Spod tynku niektórych kamienic wciąż patrzy Grünberg, niewiele na powierzchni jest zabytków z okresu średniowiecza czy z czasów Habsburgów. Sam rejon województwa lubuskiego, to także kompletna mieszanka, wystarczy wymienić nazwy miejscowości: Gorzów WIELKOPOLSKI, Lipinki ŁUŻYCKIE, Książ ŚLĄSKI. Zapewne w województwie znajdzie się też jakaś miejscowość z członem POMORSKIM.

TK: A może jest jeszcze jakiś inny potencjalny temat, dominanta dla propozycji zwiedzania miasta, ale i powiatu, która mogłaby stać się rdzeniem propozycji dla turystów kulturowych? Czy są takie miejsca lub wątki, na których trasie znajdą się wszystkie albo prawie wszystkie miasta Waszej małej ojczyzny? A może raczej obiekty o innej tematyce? Albo ludzie i ich historie?

BG: Funkcjonuje coraz więcej turystycznych szlaków tematycznych. W samej Zielonej Górze jest ich kilka, jak chociażby bardzo popularny szlak bachusikowy, szczególnie uwielbiany przez dzieci, ale nie tylko. Warto przyjeżdżając do Zielonej Góry odwiedzić Informację Turystyczną Visit Zielona Góra, której główna siedziba znajduje się w ratuszu. Tam można otrzymać wszelkie informacje, w tym mapy szlaków, zakupić publikacje, pamiątki, otrzymać repertuar miejscowych instytucji kultury. Jako Fundacja wraz z Visit Zielona Góra opracowaliśmy Zielonogórski Szlak Winiarski, który prowadzi po najważniejszych winiarskich obiektach miasta. Z drugą częścią pytania mam pewien problem, bo oprócz elementów enoturystycznych, kulinarnych i pewnych akcentów przyrodniczych, trudno mi rozrysować w głowie szlak tematyczny obejmujący prawie wszystkie miasta regionu.

TK: Winobranie to główna impreza kulturalna i święto Waszego miasta, a przy okazji doroczna kulminacja i najpełniejsza prezentacja winiarskich tradycji. Ale może jest jeszcze jakieś inne wydarzenie, odnoszące się do innego aspektu tutejszego dziedzictwa, które, według Pana, warto rozwinąć i uczynić z niego prawdziwy event turystyczny, drugą  kulminacją rocznego sezonu turystycznego i jednocześnie druga „marką” tej ziemi? A może taką imprezę należałoby dopiero wymyśleć?

BG: Tak, Winobranie to niekwestionowane, najbardziej rozpoznawalne święto m.in. wina w naszym kraju. Jak wspomniałem, po raz pierwszy po wojnie zorganizowano je już w 1945 roku, choć tradycje są znacznie dłuższe, bo sięgają lat 40. XIX wieku. Mamy się zatem czym chwalić.

Jestem przekonany, że drugim takim wydarzeniem są eventy piwniczne, czyli Dni Otwartych Piwnic Winiarskich oraz Lubuski Festiwal Otwartych Piwnic i Winnic. W 2019 roku po raz pierwszy został zorganizowany Dzień Otwartych Piwnic, organizatorem była Fundacja Gloria Monte Verde Przemka Karwowskiego. Inicjatywę wsparł Urząd Marszałkowski. Od tamtego wydarzenia wiele się zmieniło. Obok Dni Otwartych Piwnic Winiarskich powstało drugie wydarzenie, czyli Lubuski Festiwal Otwartych Piwnic i Winnic. Na oba przyjeżdża coraz więcej osób z Polski, ale także z zagranicy. Wówczas w mieście otwartych zostaje około 25 zabytkowych piwnic, w których winiarze oferują swoje wina. Odbywają się koncerty, spotkania, dyskusje, degustacje, spacery, jest bardzo miła atmosfera. Myślę, że wydarzenia piwniczne wraz z dodatkowymi, dziejącymi się wówczas wydarzeniami kulturalnymi, na dobre wpisały się już w kalendarz cyklicznych imprez winiarskich w Zielonej Górze. Potencjał turystyczny i promocyjny, który drzemie w połączeniu tradycji, autentycznej tkanki zabytkowej i odradzającego się winiarstwa dostrzegają władze miasta i samorządu województwa. To ogromna szansa na promocję Zielonej Góry i całego regionu i na przyciągnięcie do nas turystów z całego kraju, ale także z Niemiec czy Czech.

TK: Czego na koniec życzyć Anno 2025 ludziom zaangażowanym w pozarządowej organizacji, która popularyzuje fragment dziedzictwa jednego miasta i jego okolic?

BG: Najlepiej, to chyba czasu na skończenie z sukcesem wszystkich inicjatyw, które są rozpoczęte, czyli remontu piwnicy Sali Szeptów, nasadzenia winnicy i budowy tarasu widokowego przy al. Słowackiego, wydania kilku planowanych publikacji, pozytywnego rozstrzygnięcia naszego wniosku do Narodowego Centrum Kultury, gdzie aplikowaliśmy o środki na powstanie spektaklu teatralnego poświęconego życiu Eduarda Seidela – jednego z najważniejszych zielonogórskich winiarzy. No i dobrych zbiorów i łaskawej pogody dla winiarzy. Darz wino 🙂

TK: Sporo tego. Będziemy trzymać kciuki. Bardzo dziękuję za rozmowę😊

Rozmawiał: Armin Mikos von Rohrscheidt (TK)

Tagi: ,