sierpień, 2019

Not only Streets of the London – Londyn subiektywnie

Autor: Michał Jarnecki

Przed laty Mary Hopkin wylansowała nastrojowy song, który stał się kultowym,
w tematyce oczywiście dotyczącej stołecznego miasta United Kingdom – Streets of London. Jest w nim mowa o ociekających strugami deszczu ulicach, które jednak mienią się czymś więcej niż tylko odcieniami szarości. No właśnie – Londyn jest niezwykle kolorowy
i atrakcyjny, mogąc śmiało aspirować do rzędu jednej z kulturowych stolic świata. Wizja autora skażona jest subiektywizmem, ale chyba dopuszczalna, mająca nie tyle przekonać, co do sensu tam wizyty – chyba raczej tego robić nie trzeba, ile aby oddać magię olbrzymiego
i zagonionego miasta i nią zarazić…

Osią i trampoliną komunikacyjną, a nawet samą w sobie atrakcją, jest londyńskie metro, zwane tutaj underground (w USA użyto by zapewne bardziej terminu subway lub tube). Ostatecznie tutaj powstała pierwsza linia kolejki podziemnej, a było to w czasie naszego powstania styczniowego (1864). W międzyczasie uległo i ulega systematycznej rozbudowie i rzeczywiście daje szansę dotarcia do większości najciekawszych punktów brytyjskiej stolicy. Najstarsze fragmenty metra są w rejonie ulic Baker Street i Marylebone. Na tejże ulicy, notabene blisko dwóch stacji metra (linie Bakerloo, Metropolitan, Circle, Hammersmith) Artur Conan Doyle umiejscowił kwaterę detektywa wszechczasów – Sherlocka Holmesa. Cóż z tego, że postać jest fikcyjna, kiedy i tak ciągną do muzeum pod wskazanym adresem miłośnicy klasycznego kryminału i legendy… Ostatecznie w Weronie powstał specjalnie, w celu widzialnego znaku, balkonik Romea i Julii, postaci równie fikcyjnych, jak sławny detektyw, który ciągle inspiruje filmowców, przebierających go tylko we współczesne kostiumy.

W tym samym rejonie znajduje się jedna z najsławniejszych atrakcji turystycznych Londynu. To Gabinet figur woskowych Madame Tussaud. Szczerze mówiąc jest on w sporej części esencją turystycznego kiczu. Obiekt przeznaczony jest dla masowego turysty, idącego za radą popularnych przewodników i opinii ogółu. Nie znaczy, że nie posiada w ogóle walorów. Można w nim wyczuć elementy swoistej polityki pamięci, zwłaszcza w prezentacji postaci ważnych dla angielskiej i powszechnej historii. Zastanawia fragment kolekcji ze sławnymi zbrodniarzami, mordercami z odpowiednią infrastrukturą wizualną i nagłaśniającą – oddającą moment zbrodni, odgłosy ofiar i sentencje wyroków. Uważam, iż można sobie obiekt darować, zwłaszcza, iż nie jest tam tanio, a i zaspokaja średnio wyszukane gusty, ale z drugiej strony to jednak głośny obiekt i może niezręcznie byłoby tam nie pójść.

Z licznych londyńskich muzeów i galerii, z których zapewne większość zasługiwałaby na odwiedziny, z braku czasu i powiedzmy pieniędzy, należałoby coś wybrać. Zacznijmy może od Trafalgar Square, tam gdzie wznosi się jedna z ikon miasta, kolumna Nelsona, pogromcy francuskiej floty w 1805 r. i mamy oczywiście odpowiednią stację metra. To tutaj zrobimy swoje pierwsze muzealne kroki. Niewątpliwie należy, o ile interesujemy się sztuką, odwiedzić znajdującą się na skaju placu, National Gallery, jedną z cenniejszych kolekcji malarstwa w skali wręcz globalnej. Znajduje się tam reprezentatywna dla dziejów sztuki kolekcja, dysponująca dziełami wielu mistrzów.  Mniejsza nieco Tate Gallery oferuje dzieła głównie angielskich artystów. Największym jej walorem jest zbiór obrazów Turnera, który choć wyprzedzał epokę, to stosował w swej technice metody typowe (gra światłem
i półcieniami) dla późniejszego impresjonizmu. Celem samym w sobie może być British Museum ze zbiorami sztuki z całego świata i różnych epok. Tutaj znajdziemy dzieła Fidiasza z ateńskiego Partenonu, kamień z Rosetty (impuls do rozwoju egiptologii), czy też rzeźba myśliciela autorstwa Myrona. Muzeum posiada w swoich zbiorach artefakty najróżniejszych typów. Mnie między innymi zafascynowała kolekcja filatelistyczna, gdzie nie brakuje reprezentacji z Europy Wschodniej. Jest tam seria sowieckich znaczków upamiętniająca tzw. wyzwolenie wschodniej Białorusi i Ukrainy 17.09.1939 roku.

W ścisłym centrum znajduje się sławne, ale powiedzmy sobie szczerze, średnio atrakcyjne w środku dnia, Picadilly Circus (stacja linii Picadilly i Bakerloo), czyli plac
i skrzyżowanie kilku arterii, w nocy roziskrzone barwnymi neonami reklamowymi. Tylko po zmierzchu miejsce wygląda atrakcyjnie. Blisko Picadilly rozciąga się Soho, powiedzmy otwarcie, niespecjalnie urodziwej niewielkiej w sumie części stolicy. Wisi nad nią powłoka,
a może raczej mgiełka, dwuznacznej legendy. W XX wieku, zwłaszcza w drugiej połowie, była to dzielnica niewyszukanej rozrywki, księgarń i sklepów z odpowiednimi filmami czy sprzętem, teatrzyków i kin z repertuarem o erotycznej, jeśli nie nawet pornograficznej treści, domów publicznych, gay i go-go clubów, knajpek ze streepteasem (striptisem)
w najróżniejszych wariantach. Sytuacja jednak zaczęła ulegać zmianie od lat dziewięćdziesiątych minionego stulecia, w związku z mentalnym tsunami zza oceanu zwłaszcza, wywołanym przez wieści o konsekwencjach mało znanej wcześniej i zabójczej chorobie, w postaci AIDS. Soho spanikowało, sporządniało i dzisiaj trudno uwierzyć, iż panowała tutaj atmosfera podobna do Amsterdamu czy hamburskiej Saint Pauli. Niewiele
z tego zostało – raczej sklepy, niektóre kluby, z rzadka teatrzyki o zmysłowym przesłaniu.
I pomyśleć, iż tutaj rozpoczął się jeden z najgłośniejszych polityczno-seksualnych skandali XX wieku, który doprowadził do odejścia konserwatywnego rządu Harolda Macmilana
w 1963 roku. Dwa lata wcześniej John Profumo, brytyjski minister obrony wdał się
w kilkutygodniowy romans z Christine Keeler, prostytutką z Soho. Później okazało się, że innym jej kochankiem w tamtym czasie był attaché wojskowy ZSRR, Jewgienij Iwanow, zdemaskowany później jako szpieg. Afera Profumo podkopała pozycję konserwatywnego rządu, którego przewaga nad opozycją stopniała do 69 głosów. W październiku 1963 roku. Macmillan, powołując się na zły stan zdrowia, podał się do dymisji.

Imponujący kompleks muzealny znajduje się w pobliżu stacji metra South Kensington (linie District, Circle, Picadilly). To z jednej strony jedne z najlepszych na świecie Muzeum Historii Naturalnej z m.in. imponującymi szkieletami dinozaurów w największej z hal, blisko wejścia oraz Muzeum Techniki. W tym pierwszym znajdują się kawałki sławnej Lucy, pierwszej istoty ludzkiej sprzed 1,5 mln lat. Także nieopodal jest też wielkie Victoria and Albert Museum z gigantycznymi zbiorami różności, głównie sztuki z całego globu. Znajdziemy tutaj również sporo mody, porcelany, m.in. zestaw Napoleona, który utracił, uciekając spod Waterloo. Rejon Kensington graniczy ze sławnym Hyde Parkiem, na który można rzucić okiem, ale chyba jest on za wielki, aby tracić czas na dokładniejsze spacery. Na krawędzi parku mamy polski klub oraz miejsce po polonijnym Muzeum Sikorskiego, którego zbiory ponoć przeniesione zostały do Lichenia. Jeden przystanek metrem w tył, lub może lepiej czerwonym londyńskim autobusem, jest do jednego z najgłośniejszych, luksusowych domów towarowych świata, Harrodsa. Na innej krawędzi parku i przy stacji metra Hyde Park Corner (linia Picadilly) znajduje się niewielkie Wellington Museum. Miłośnicy historii, zwłaszcza wojskowej coś tam dla siebie znajdą. Według mnie hitem obiektu jest zdobyczny nagi posąg Napoleona, w neoklasycznym stylu, autorstwa jednego
z największych rzeźbiarzy początku XIX stulecia, Antonio Canovy. Posąg posiada wymiary naturalne, cesarz sam do niego pozował i można się przekonać, iż niczego mu, kolokwialnie mówiąc, nie brakowało.

Wizyta w Londynie nie może odbyć się bez odwiedzenia Westminsteru (linie District, Circle i Jubilee, czyli zielona, żółta i szara). Oprócz gotyckiego opactwa pełniącego obok miejsca koronacji i ślubów monarszych, również rolę pochówku zasłużonych Anglików, nie wyłączając królów. Ten centralny fragment miasta obejmuje także budynki parlamentu ze sławnym Big Benem na czele. Naprzeciw wielkiego Bena, na bulwarze nad samą Tamizą wznosi się pomnik kobiety w rydwanie. To Buodica (czasem nazywana Buodiceą), celtycka królowa, która zorganizowała powstanie przeciwko Rzymianom, przegrała i zapłaciła za to najwyższa cenę. Tutejsi uważają ją za pierwszą narodową bohaterkę. Przed gmachem parlamentu wznosi się też pomnik Winstona Churchilla, nie tylko męża stanu, ale i zdolnego pisarza – publicysty, człowieka rzeczywiście niezłomnego (nie tylko deklaratywnego)
i sprawdzonego w czasie ciężkiej próby, w typie politycznego bulteriera, ale w pozytywnym znaczeniu. Może zaciekawić, iż głowa posągu mimo licznych tutaj gołębi, jest czysta, wolna od ptasich odchodów, jak zdarza się często pomnikom, z których nasi skrzydlaci bracia mniejsi, czynią sobie co najmniej przystanki, jeśli nie siedliska. Przez głowę żeliwnego Winstona, poprowadzony został prąd i to wyjaśnia zagadkę. Po drugiej stronie, wbrew temu co zobaczyliśmy w kolejnej wersji przygód agenta 007, stoi nadal nowoczesny gmach mieszczący brytyjskie spec służby.

Warto rozważyć spacer południową stroną Tamizy, rozpoczynając go od sławnego London Eye. Akurat tam stacji metra nie ma, ale można dojść z kilku rozłożonych
w rozsądnych odległości spacerem: Vauxhall (Victoria line), Waterloo (linie Jubilee, Northern,Bakerloo) czy Westminster (Distric, Circle) – najdalej jest to koło obserwacyjne (diabelski młyn) znajdujące się w dzielnicy Lambeth, między mostami Westminster
i Hungerford. Zostało zaprojektowane przez Davida Marksa, Julię Barfield, Malcolma Cooka, Marka Sparrowhawka, Stevena Chiltona i Nica Baileya. Koło ma wysokość 135 metrów,
a jego pełen obrót trwa około 30 minut. Zawieszone na nim są 32 kapsuły. Powstało na samym początku nowego milenium. Droga prowadzi bulwarem w stronę Tower Bridge. Po drodze mijamy kopię szekspirowskiego teatru Globe, replikę okrętu korsarza w służbie Elżbiety I – Drake’a, którym opłynął ziemię dookoła – Golden Hind (Złota Łania) oraz nowe Tate Gallery. Bliżej sławnego mostu spotykamy bardziej futurystyczne, jajkowate konstrukcje.

Obowiązkowo należy pojechać do Tower. Tradycyjnie i tutaj docieramy metrem, którego stacja znajduje się naprzeciw twierdzy. Należy podążyć za tłumem, dosłownie, ponieważ miejsce jest popularną destynacją, ale i ze względu na jego architektoniczne oraz historyczne walory. Obok Westminsteru, to właśnie Tower było sceną, na której rozgrywała się wielka i mniejsza historia Anglii od XI wieku. Najstarszym fragmentem jest pochodząca jeszcze z czasów Wilhelma Zdobywcy wieża, zwana White Tower, gdzie prawdopodobnie dokonał się akt koronacji normańskiego pogromcy Anglosasów w 1066 r. W dawnej rezydencji monarszej zlokalizowane są zbrojownia (Armory) i skarbiec (Tresure). W tym pierwszym uwagę przyciąga zbroja króla Henryka VIII z potężnym ochraniaczem na jego męskie klejnoty (organy). Obok też stoi specjalny dźwig do podnoszenia monarchy na konia. Można tylko współczuć tym zwierzętom patrząc na zbroję oraz będąc świadomym tuszy króla. Skarbiec z kolei obok wiedeńskiego Schatzkammer, stanowi chyba najbardziej imponującą kolekcję klejnotów koronnych i drogocennych przedmiotów brytyjskiego dworu. Od strony Tamizy znajduje się sławna Gate of Traitors, zazwyczaj droga w jedną stronę, przez którą wpływali do fortecy oskarżeni o zdradę sprzed kilku stuleci. Kilkaset metrów od zamczyska w stronę ujścia Thames River, stoi przerzucony przez rzekę zwodzony i równie sławny Tower Bridge. Po drodze można zatrzymać się przy stacji kolejowej i zarazem metra London Bridge (linie Northern i Jubilee). Dworzec powstał na miejscu dawnego więzienia
i powstało tam odpowiednie muzeum, a może bardziej centrum interpretacji – sporo multimedialnej ekspozycji, poświęconej zbrodniarzom i ich ofiarom. Zdecydowanie polecić mogę, ale tylko miłośnikom horroru. Czasami przekracza się tam granicę kiczu i sensacji.

Od Tower rozpoczyna swój bieg jedna z nitek naziemnej linii metra, nowoczesna Dockland, prowadzącą do innego Londynu, nowoczesnego miasta końca XX i początku XXI stulecia z biurowcami i apartamentowcami ze szkła i stali. Dzielnica powstała na terenie dawnych doków portowych i magazynów i stała się symbolem boomu budowlanego oraz inwestowania w wysokie technologie z czasu rządów Żelaznej Lady, czyli Margaret Hildy Thatcher (lata 1979-1990). Końcowa stacja tej linii metra dociera do punktu położonego naprzeciw Królewskie Obserwatorium Astronomicznego w Greenwich z zaznaczonym tam południkiem zerowym. Można i należy tam dotrzeć tunelem przeznaczonym dla pieszych. Poniżej obserwatorium, leży kompleks Royal Navy Museum oraz zacumowany okręt Kitty Shark. Powiedzmy szczerze – przeznaczone bardziej dla pasjonatów militarnej przeszłości. Dla entuzjastów nowoczesnej architektury nie lada gratką jest spojrzenie
i podejście pod London Egg. Owe niebiesko – grafitowe jajo pełni rolę siedziby władz mega miasta.

W północno-zachodniej części Londynu, na Grahame Park Way – dojazd czarną linią Northern (odnoga do Edgware Road) do stacji Colindale, ulokowane zostało jedno
z najciekawszych stołecznych muzeów. Poświęcone jest RAF czy Royal Air Force (RAF Museum). Gratką są eksponaty, czyli oryginalne samoloty z obu wojen światowych, zwłaszcza drugiej, wzbogacone także i nowszymi konstrukcjami po 1945 roku. Nietrudno się domyślić, iż niemała część ekspozycji dotyczy Bitwy o Anglię. Notabene – na wyspie funkcjonuje jeszcze kilka specjalistycznych muzeów, połączonych z lotniskami polowymi (w hrabstwach Kent, York czy pod Birmingham).

Rarytasem, choć może nieoszlifowanym diamentem, jest umiejscowiony na skraju południowego Londynu, obok Wimbledonu, jest Kew Gardens, wpisany chyba nieprzypadkowo na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Tutaj już konieczne są autobusy – od ostatniego przystanku linii District, ale ostatecznie nie wszędzie jednak metrem da się dotrzeć. To swoiste muzeum przyrody, gromadzące rośliny z najróżniejszych zakątków świata, gdy Wielka Brytania była imperium światowym, w którym nie zachodziło słońce. Tutaj są najstarsze chyba na globie szklarnie, a w części poświęconej Dalekiemu Wschodowi, nawet dla lepszego wczucia się zwiedzających w azjatyckie „klimaty” powstała spora pagoda. W Kew znajduje się wydzielona część – to oranżeria z florystycznymi zbiorami Księcia Filipa, z mnóstwem egzotycznych, tropikalnych roślin. Wśród nich jest nawet grupa mięsożernych. Przychodzą tutaj całe rodziny, a dzieci mają ubaw w specjalnie dla nich skonstruowanym „małpim gaju”.

Wreszcie proponuję też, inny i alternatywny Londyn pamięci, historycznych nekropolii. Być może jest to moja opinia, ale nie mogę zgodzić się z rankingiem Trip Advisor, na którym londyńskie Powązki, czyli Highgate Cementery, umieszczony został na 84 pozycji. Pod tą nazwą kryją się faktycznie dwa stare dziewiętnastowieczne cmentarze – East (Wschodni), na którym ciągle odbywają się pochówki oraz West – Zachodni, o charakterze open air museum. Oba są płatne – w przypadku pierwszego, zwolnieni są z opłat tylko żyjący członkowie rodzin pochowanych osób. Na Wschodnim pochowany został Karol Marks ze swoją żoną i córką. Intryguje też grobowiec właściciela cyrku George’a Wombella ze swoim pupilem – lwem Neronem, strzegącym jego wiecznego snu. Nekropolię poświęcono oficjalnie 20 maja 1839 roku, a pierwszą pochowaną osobą była Elizabeth Jackson. Największe wrażenie czyni Cmentarz Zachodni. Szczególnie reprezentacyjna jest tzw. Aleja Egipska, oflankowana dwoma okazałymi obeliskami, mocno zagłębiona względem okolicznego terenu. Grobowce wzniesione zostały w stylu wówczas, w XIX stuleciu modnym, w dobie zainteresowania się Anglii coraz bardziej uzależnianym Egiptem. Stoją przy niej monumentalne, 12-osobowe grobowce z ciężkimi, metalowymi drzwiami. Na cmentarzu powstały też duże katakumby. Przy bramie głównej wzniesiono kaplicę. W 1854 roku cmentarz rozszerzono o 19 akrów
(1 akr = dokładnie 4046,8564224 metrów²) po przeciwnej stronie Swains Lane – obecną część Wschodnią. W latach siedemdziesiątych, gdy nagrobki znalazły się często w opłakanym stanie, powstał plan likwidacji nekropolii i zbudowania w jej miejscu terenów rekreacyjnych. W 1981 roku Towarzystwo Przyjaciół Cmentarza (Friends of Highgate Cemetery Trust) stało się oficjalnym jego właścicielem i rozpoczęto prace restauracyjne, zwłaszcza w części Północnej. Leżą tam pochowani m.in. Michael Faraday, Charles Dickens, Malcolm MacLaren, John Galsworthy, Herbert Spencer i Aleksandr Litwinienko, otruty materiałami radioaktywnymi przez putinowską agenturę. Jako że w części Północnej wchodzą tylko wycieczki z przewodnikiem – i to tylko kilka razy dziennie, panuje spokój i cmentarz stał się mini rezerwatem dzikiej przyrody. W gęstwinie krzewów wypatrzyłem liska. Swego czasu szczyty popularności bił wallaby, mały kangurek, chyba uciekinier z jakiejś nieodległej willi.

Innym zabytkowym cmentarzem jest Brompton – blisko stacji metra West Brompton (linia District), na którym są liczne groby polskich emigrantów. Niektóre grobowce bogatych londyńczyków oraz uczestników wojen od krymskiej począwszy (polowa XIX w.) są imponujące. Co ciekawe – nekropolia stała się popularnym miejsce schadzek i randek zakochanych, w tym głównie homoseksualistów…. Być może bardziej parkowy charakter, dostępność miejsca, rozległość zarazem, daje poczucie azylu i w stosunku do reszty pędzącego miasta panuje tu cisza, jak to na cmentarzach bywa. Na dodatek wstęp jest wolny.

Oj…dziwny jest świat, a Londyn piękny, straszny ale zawsze ciekawy i wciągający…
O każdej porze dnia i nocy! Również samotnie, czasem w strugach deszczu, jak śpiewała Hopkin…

Tagi: