Główna :  Dla autorów :  Archiwum :  Publikacje :  turystykakulturowa.ORG

 

Data wydania 14 sierpnia 2015, redaktor prowadzący numeru: Karolina Buczkowska

Numer 8/2015 (sierpień 2015)

 

WYWIAD

 

Rozmowa z Jürgenem Wünschemeyerem
dyrektorem Biura Romantische Straße (koordynatora Szlaku Romantycznego)

Turystyka Kulturowa: Popularny szlak kulturowy nie spada nikomu z nieba, lecz rozwija się przez dłuższy czas. Szlak Romantyczny w swojej zorganizowanej postaci kończy właśnie 65 lat. Jak narodziła się ta idea, jak przybierała kształty i jak zmieniła się przez te wszystkie lata?
Jürgen Wünschenmeyer:
Szukają źródeł idei musimy cofnąć się jeszcze dalej. Już w roku 1901 bywał oznaczana na mapach i w atlasach tzw. „Deutscher Reiseweg Nr 1” („Niemiecka trasa turystyczna nr1”) o przebiegu bardzo zbliżonym do późniejszego szlaku. Chodziło przy tym o uświadomienie potencjalnych turystów (wówczas grupy raczej elitarnej, z dużym udziałem obcokrajowców), która trasa wiodąca przez tę część Niemiec jest najkorzystniejsza z punktu widzenia jej nasycenia atrakcjami. Po wojnie, kiedy Niemcy leżały w ruinie zarówno dosłownie (zbombardowane miasta), jak i z punktu widzenia jakości życia (bezrobocie, problemy z zaopatrzeniem w najbardziej podstawowe dobra), dość szybko pomyślano o szansie zarobienia na chleb i stopniową poprawę warunków życia dzięki turystyce dla tej grupy ludzi, którzy świadczyli potrzebne jej usługi. Z inicjatywy Ludwiga Wegele wskrzeszono ideę dawnego (wirtualnego) szlaku, tym razem jako zorganizowanej trasy, silnie połączonej z usługami w poszczególnych miejscach. Czterech burmistrzów (Würzburga, Rothenburga, Augsburga i Füssen) poparło pomysł natychmiast i poleciło swoim podwładnym natychmiastowe przystąpienie do współpracy. Ponieważ wobec krajowego niedostatku liczono wtedy mocno na turystów zza granicy, a w latach powojennych źle kojarzyć mogła się nawet dawna nazwa, eksponująca „niemieckość”, zaproponowano „Szlak romantyczny dla zakochanych par”, co jednak okazało się za długie z punktu widzenia marketingu i ostatecznie ostał się tylko „Szlak Romantyczny”. Od początku trasa była na liście produktów polecanych i promowanych przez Niemiecką Centralę Turystyki (DZT) powstałą już w roku 1948, a natychmiast po powstaniu Lufthansy (1953) ta rozwijająca się szybko firma współpracowała ze szlakiem przewożąc jego klientów, szczególnie ze Stanów Zjednoczonych. Warto też przypomnieć, że autobusy Szlaku Romantycznego, już od czerwca 1950 r. kursujące między Frankfurtem nad Menem a Füssen przez m.in. Würzburg i Augsburg były jeszcze przez kilka następnych lat jedynymi regularnymi połączeniami samochodowymi na tej linii, utrzymywanymi głównie przez turystów, których było stać na bilety. Tak więc od początku swojej realnej historii nasz szlak miał wyraźny wymiar organizacyjny: zarówno co do marketingu, co do usług lokalnych (noclegi i wyżywienie), jak i rzeczywistej organizacji podróży. Ta istniejąca od chwili narodzin organizacja usług po prostu z czasem rozwijała się w skali i różnorodności.

TK: Z czasem lista miejscowości na trasie zmieniła się (prawda, że minimalnie), natomiast mocno zmieniał się przebieg trasy między nimi. Zajmujących się turystyką może nieco dziwić, jak udało się Wam obronić przez dziesiątkami chętnych, którzy na pewno chcieli z czasem przez włączenie się skorzystać z Waszego sukcesu…. i przy okazji zniekształcić pierwotną tematyzację oraz przestrzeń szlaku. Czy stosujecie jakieś zabezpieczenia?
J.W.:
To prawda, co roku przychodzą do nas wnioski o włączenie do szlaku. Ale na szczęście nasze porozumienia, a w ostatnich latach formalne statuty są w tym aspekcie ściśle zdefiniowane. Nazwy miejscowości są po prostu wpisane w statut szlaku. Jakakolwiek korekta w tym względzie wymagałaby także jego zmiany, i to nas skutecznie broni. Można powiedzieć, że generalnie szlaku nie zmieniamy, tylko czasem w miarę potrzeb go optymalizujemy. Dotyczy to sytuacji, gdy na przykład dawny krajobraz na trasie zostaje poddany zmianom, które zaprzeczają naszym założeniom: jak wówczas, gdy dawna malownicza droga przez pagórkowaty i wpół leśny teren zostaje zastąpiona trzypasmową drogą szybkiego ruchu z ekranami, spoza których niewiele już widać. Nie da się tego przecież „sprzedać” jako romantycznego szlaku. Wówczas interweniujemy i szukamy innego przebiegu takiego odcinka, między tymi samymi miejscowościami. Jeśli w trakcie takiego działania pojawi się wniosek od miejscowości, która spełnia nasze kryteria (posiadania miejskiej historii i/lub znaczących atrakcji antropogenicznych), walne zebranie organizacji szlaku może taką miejscowość przyjąć, jak to się stało w przypadku miasteczka Rain nad Lechem. Zatem robimy to „przy okazji”, pozostając wierni pierwotnemu założeniu i działając właściwie w jego obronie.

TK: Kto jest dziś „twarzą” Szlaku Romantycznego? Jak długo pracuje Pan sam dla Szlaku i przy jego ofercie? Jak doszło do pierwszego kontaktu?
JW.:
O sobie mogę powiedzieć, że urodziłem się na Szlaku Romantycznym  i do przyszłej pracy nie miałem daleko. Jak wspomniałem, od samego powojennego początku na trasie i pomiędzy miejscowościami należącymi do szlaku jeździły regularne autobusy z turystami z Frankfurtu. Mieszkałem w Feuchtwangen i widziałem je codziennie. Jako małe dzieci niewiele wiedzieliśmy o takim Frankfurcie, pewnie tyle, że jest tam wielkie lotnisko, wielkie banki, prostytucja i groźne środowisko z narkotykami w tle. Autobusy z turystami z Frankfurtu były dla nas dzieci egzotyczne, machaliśmy do tych pasażerów. Jednak po opłaceniu biletu mógł wsiąść do nich każdy. I któregoś dnia wsadzono mnie do takiego autobusu, żebym dojechał do babci, która odebrała mnie z niego w Augsburgu. Zdążyłem jednak zaprzyjaźnić się z kierowcą, dziś już legendarnym Charlym Brownem, który przez mikrofon zabawiał turystów, opowiadając im lokalne historie i zwracając uwagę na zabytki. Potem jeszcze wiele razy jeździłem do babci i chłonąłem te historię jak przysłowiowa gąbka. Mając 16 lat, podczas wakacji, po raz pierwszy pojechałem takim autokarem jako przewodnik: teraz sam pokazywałem i opowiadałem… W roku 2001 przejąłem biuro szlaku po moim poprzedniku, który przeszedł na emeryturę i prowadzę je do dziś.

TK.: To prawdziwa turystyczna historia :). Jakie są własne zadania biura, które Pan prowadzi w stosunku do szlaku i do turystów. Co robicie sami, a co delegujecie na innych?
JW.:
Nasze biuro jest typowym miejscem kontaktu ze szlakiem (tzw. Anlaufstelle) dla partnerów ale i gości. Tu mogą liczyć na informację, radę i pośrednictwo, a w przypadku podmiotów z branży turystycznej – także na asystencję krok po kroku w przygotowaniu podróży czy nawet wieloletnich programów. Wspomagamy także przez szkolenia i konsultacje naszych kolegów z miejscowych ośrodków informacji turystycznej w poszczególnych gminach w przygotowywaniu ich własnych programów, tras, pakietów. Szczególnie dotyczy to tych miejscowości, które nie mają zbyt licznego personelu w dziedzinie turystyki. Naszym głównym zadaniem jest zachowanie pozycji Szlaku Romantycznego jako niemieckiego szlaku kulturowego numer 1. To oznacza, że jesteśmy aktywnym uczestnikiem marketingu, ale raczej pozycjonerem niż sprzedawcą. Bo nasze biuro, jak i cała organizacja nie sprzedaje niczego wprost, lecz współtworzy ofertę ogólną (w postaci gotowych programów dla grup i indywidualnych turystów) lub zestawia propozycje na podstawie konkretnych zapytań. Natomiast realizacja tych propozycji i ich rozliczanie odbywa się w ramach działalności gospodarczej naszych partnerów, czy są nimi biura podróży obsługujące całe wycieczki (jak Touring), czy lokalni organizatorzy usług, jak ośrodki informacji turystycznej, czy nawet detaliczni sprzedawcy pojedynczych usług, jak hotele.

TK: żeby było jaśniej, zapytam konkretnie: przyjmijmy, że za pomocą emaila zwraca się do Pana touroperator, zainteresowany wysłaniem jednej albo nawet kilku grup autokarowych na kilkudniową wycieczkę po Szlaku Romantycznym. Czy ma Pan dla niego coś gotowego, czy przygotowuje Pan z nim ofertę skrojona na miarę, czy też wysyła go Pan do kogoś innego?
JW.:
Każdy taki organizator, który wysyła zapytanie, najlepiej zna swoich klientów i ich potrzeby. Im bardziej dokładnie je opisze, tym lepiej możemy przygotować ofertę dla niego. Staramy się stworzyć ofertę najbardziej dla niego odpowiednią. Czasem wymaga to tylko przystosowania gotowej, standardowej oferty, których mamy sporo, (na przykład 3- 5- czy 7-dniowej) do podanych przez zamawiającego dat, czasem niewielu zmian w programie, czasem wielokrotnej wymiany korespondencji, w wyniku której powstaje niepowtarzalna oferta z udziałem np. w konkretnej imprezie, a –zdarza się – z wizytą w mieście leżącym poza szlakiem przed lub po podróży. Przygotowujemy te oferty nie pobierając żadnej prowizji, a realizację poszczególnych „klocków lego” przejmują nasi partnerzy (np. miejscowe informacje turystyczne czy wprost hotele) w tych częściach, które są potrzebne na ich terenie. Oni też rozliczają się z zamawiającym bezpośrednio za swoje usługi według podanego mu wcześniej i zaakceptowanego na etapie przygotowania cennika.

TK: A co się dzieje, kiedy ktoś „prywatny” tą samą drogą zamawia u was indywidualną podróż dla siebie i (powiedzmy) paru członków rodziny: takie „kilka dni na Szlaku Romantycznym”?
JW.:
Dla takich gości mamy gotowe zestawy (Bausteine) na szereg miast. Taka zbudowana z nich propozycja obejmuje od dwóch do sześciu dni, oczywiście może być też dłuższa. Oczywiście nigdy nie jest to kompletna oferta naszego szlaku, to byłoby niemożliwe. Także w takich przypadkach pakiet można zbudować niemal od początku, realizując poszczególne wskazane potrzeby. Potrzebujemy na do z reguły nie więcej niż 24 godziny. Realizuje go potem Touring, zapewniając świadczenia w poszczególnych miejscach, a także przejazd, jeśli jest on pożądany przez klienta. Jeśli (co zdarza się częściej w przypadku turystów z zagranicy) musimy dołączyć do niej inne miasta, np. Heidelberg - to włączani są koledzy stamtąd, zapewniając świadczenia u siebie na miejscu. Całość rozlicza gospodarz pakietu, najczęściej jest nim nasz partner Touring albo podobna organizacja, np. Grimm Touristik Wetzlar - typowy oferent gotowych pakietów. Patrząc od strony klienta dokumenty dotyczące całej podróży czekają na niego z reguły w wersji papierowej w pierwszym obiekcie, z którego usług korzysta zgodnie z programem, np. w hotelu pierwszego noclegu.

TK: Jak finansowane jest wasze biuro i niezbędne prace na rzecz szlaku? Czy biuro ma jakikolwiek bezpośredni lub pośredni udział w przychodach pochodzących od turystów?
JW.:
Jesteśmy organizacją, która nie zakłada zysku. Nasze wpływy pochodzą z 28 miast i gmin członkowskich , które płacą określoną sumę rocznie, zgodnie ze statutem i grupą przyporządkowania, ta zależy miedzy innymi od skali ruchu turystycznego w gminie i ilości potencjalnych atrakcji. Te sumy od roku 2001, czyli od ustanowienia tego porządku nie uległy zmianie ani razu, zostały tylko z marek „przetłumaczone” na euro. Co roku wykorzystujemy tę sumę i na zakończenie każdego roku z założenia osiągamy zero. Szlak służy rozwojowi turystyki w swoich miastach członkowskich, nie działa na własną rękę i dla własnej korzyści.

TK: Promocja Szlaku Romantycznego odbywa się w światowej skali. Targi, filmy, czasopisma, podróże medialne, codziennie aktualizowany materiał w portalach internetowych, nawet masowa obecność w ofertach biur podróży – Jesteście wszędzie, gdzie jest niemiecka oferta turystyki kulturowej. Tego nie da się zrobić samemu, a przede wszystkim- trudno to chyba samemu zapłacić? Kto Wam przy tym pomaga i na jakiej podstawie… Czy o każdy udział w targach i o każde euro na promocję trzeba osobno prosić, czy też istnieją jakieś trwałe umowy? A może to na przykład sama marka otwiera Wam różne drzwi?
JW:
Jako Szlak Romantyczny jeździmy w celach promocyjnych po całym świecie pod wspólną marką Niemieckiej Centrali Turystyki (DZT), w ramach zbiorczej, mocno rozbudowanej oferty o nazwie „Urlaubsland Deutschland” („urlopowa destynacja Niemcy”). Jesteśmy oczywiście od bardzo dawna, właściwie od początku elementem tego produktu, przy tym faktycznie bardzo znanym. Zatem jesteśmy przez centralę zapraszani do udziału zawsze wtedy, gdy profil danej imprezy (targów, seminariów, workshopu) jest zbieżny z naszą tematyką i naszymi atrakcjami, kiedy np. choć w części dotyczy ona turystyki w miastach czy turystyki dziedzictwa albo imprez kulturalnych dla turystów. Na przykład w tym roku po raz pierwszy byliśmy w Izraelu. Wpisujemy się w większe programy i to nam oczywiście pomaga, rzadko musimy sami od początku organizować takie imprezy promocyjne. Ale nasz udział w nich finansujemy sami, właśnie z budżetu, o którym wspomniałem przed chwilą. Płacimy za miejsce na takiej imprezie, zamawiamy własne materiały, wysyłamy własnych ludzi. Jesteśmy oczywiście wówczas także wymieniani wśród wystawców uczestników, informacja o nas znajduje się w ogólnych materiałach imprezy, to jest świadczenie ze strony organizatora lub naszego niemieckiego promotora wspomnianej centrali turystyki, to jest jej główne zadanie. Myślę, że to całkiem dużo i to wsparcie na pewno znacznie nam pomaga. Jednak – jeśli pyta Pan o pieniądze - nie otrzymujemy bezpośrednio żadnych subwencji. Gdybym takie dostał, chętnie bym oczywiście wziął i wiedział, jak ich użyć, ale jak dotąd żaden Mikołaj się nie zjawił .

TK: Na Szlaku Romantycznym funkcjonują trzy pełne trasy zwiedzania, które łączą wszystkie miejscowości: oznaczone drogi samochodowe, drogi rowerowe i drogi dla turystów pieszych. Jak są one utrzymywane materialnie? Kto kontroluje i aktualizuje przebieg tras, uzupełnia brakujące oznaczenia, troszczy się o bezpieczeństwo turystów (przede wszystkim na trasach pieszych przez tereny górskie)?
JW.:
Trasy zostały wyznaczone przez nas we współpracy z odpowiedzialnymi za turystykę w poszczególnych gminach. To gminy odpowiadają za to, by spełniały standardy odpowiednio dróg publicznych (samochodowych), tras rowerowych i pieszych. Poza tym już za swoje bezpieczeństwo muszą odpowiadać sami turyści. Za utrzymanie oznaczenia na drogach pieszych i rowerowych odpowiada odrębne firma, której to zadanie jest na stałe zlecone. Wydaje ona m.in. aktualizowany przewodnik po drogach pieszych Szlaku. Ta sama forma uzupełnia też lub odnawia oznaczenia przy trasach, a potem wystawia za to rachunek poszczególnym gminom, na których terenie było to konieczne. Trasy rowerowe i samochodowe monitorujemy sami, dwa razy do roku, wskazujemy wtedy brakujące miejsca lub oznaczenia do odnowy gminom. A już same gminy bezpośrednio (a konkretnie urzędy odpowiedzialne w nich za drogi) zamawiają i wstawiają oznaczenie na drogach samochodowych. Sprawdzanie i uzupełnianie szyldów jest konieczne dość często, ponieważ niestety często są one ofiarami pasji zbierackiej i chyba pełnią rolę suwenirów turystycznych. Natomiast muszą one być jak najszybciej uzupełnione, bo turystę nie tylko denerwuje, ale i zniechęca, gdy nagle na skrzyżowaniu nie znajduje drogowskazu szlaku. Sami tych kosztów nie pokrywamy, mogę jednak powiedzieć, że samo miasto Dinkelsbühl, w którym znajduje się nasza siedziba, potrzebuje takich tablic na tyle dużo co roku, że jest to już hurtowy zakup. Jako ciekawostkę dopowiem, że jedna taka tablica drogowa kosztuje 150 euro.

TK: Co się dzieje, gdy ważny i często odwiedzany przez turystów obiekt na szlaku naraz bez zrozumiałego powodu (jak remont) nie jest dostępny dla turystów albo gdy bez uprzedzenia wciąż na nowo bywa zamykany w godzinach, które są podawana jako czas otwarcia? Mamy z tym w Polsce problem na przykład w ważnych dla turystyki obiektach sakralnych, gdzie niespodziewanie organizowane są celebracje a turyści uczestniczący w zorganizowanych wycieczkach nie mogąc zwiedzić ważnego dla programu obiektu składają skargi. Czy otrzymujecie takie zażalenia od samych turystów albo organizatorów wycieczek? Co z nimi robicie, czy jest jakaś sprawdzona recepta, jak szlak może sobie z tym radzić?
JW.:
Nie mamy w Niemczech takiego problemu. U nas na przykład kościoły są w dzień generalnie otwarte, a już na pewno te, które mogą być atrakcyjne dla turystów. Ja myślę, że to jest też we własnym interesie kościołów, żeby ludzie je odwiedzali. A co do remontów, to obiekty same dbają o to, żeby pozostać dostępne. Myślę, że po prostu ich zarządcy rozumieją, że turystykę muszą traktować poważnie. Przykładowo taki zamek Neuschwanstein, który akurat spokojnie mógłby sobie pozwolić na tymczasowe zamknięcie - kiedy przed trzema i dwoma laty był w restauracji, przeprowadzano ją planowo fragmentami w taki sposób, że ani przez chwilę nie był zamknięty dla turystów. Nie było ani jednego dnia, żeby ktoś tam musiał pocałować klamkę. Naturalnie z powodu rusztowań nie wszystko dało się obejrzeć i sfotografować, ale to akurat turyści rozumieją i na to się nie skarżą.

TK: Ile dni spędza przeciętny turysta na Szlaku Romantycznym? Ile miejscowości odwiedza? Czy odnotowujecie jakieś typowe, a może właśnie zaskakujące wzorce zachowań wśród waszych gości?
JW.:
Bardzo trudno oczywiście sporządzić dokładne dane co do zachowań turystów na szlaku obejmującym tyle miast, z których niektóre same są osobnymi atrakcjami. W sumie wiemy, że odwiedza je rocznie około pięć i pół miliona turystów nocujących i około 25 milionów dziennych odwiedzających bez noclegu. Łatwiej za to powiedzieć, ile dni spędzają na szlaku uczestnicy wycieczek zorganizowanych: przeciętnie trwają one od trzech do pięciu dni. Jeśli zestawić to z liczbą miast i naszą bardzo zróżnicowaną oferta to widać, że przeciętny turysta jest w stanie wykorzystać ją tylko w bardzo małej części. Stąd oczywiste, że są na szlaku miejsca odwiedzane przez prawie wszystkich, takie „must be” to są Rothenburg i Neuschwanstein, niemal równie często także Augsburg i Würzburg. Ale bardzo rzadko turysta odwiedza więcej niż 8-9 miejscowości podczas jednej podróży. W grupie naszych turystów rowerowych odsetek obcokrajowców jest większy niż wśród tych przemierzających szlak samochodem lub autokarem. Natomiast ciekawe zjawisko obserwujemy wśród pewnej części turystów korzystających z naszej trasy pieszej. Pomyślana była ona jako propozycja do przejście tyle, ile ktoś może i zdoła w ciągu kilkudniowego urlopu, bo przecież mało kto ma aż trzy czy cztery tygodnie na wędrówkę Szlakiem Romantycznym plus choćby pobieżne zwiedzanie. Tymczasem okazuje się, że niektórzy nasi goście przyjeżdżają przez kilka lat z rzędu na kilka dni i idą kolejnymi odcinkami, trochę tak, jak to robi wielu na Drodze Świętego Jakuba. Bardzo nas to cieszy.

TK: Poza wymienionymi przez Pana miastami, które także samodzielnie funkcjonowałyby jako magnesy turystyczne, na szlaku znajduje się szereg mniej znanych miejsc i obiektów, którym udział w tym systemie przyniósł znaczne zwiększenie popularności i ruchu turystycznego. Czy mógłby Pan wymienić takie, które w Pańskiej opinii zyskały najwięcej?
JW.:
W sumie na istnieniu szlaku skorzystały wszystkie miasta. Na pierwszym miejscu wśród wygranych wymieniłbym Dinkelsbühl i Nördlingen oraz Füssen, które kończy szlak. Turyści, którzy tam przyjeżdżają a którzy nigdy o nich wcześniej nie słyszeli, są zachwyceni tym, co zobaczyli. Te miasta przecież mają naprawdę pokaźną grupę atrakcji, to są średniowieczne i świetnie zachowane zespoły z ciekawą historią. Ale także mniejsze i nadal nie tak często odwiedzane miasta, kiedy już turysta do nich trafi, przynoszą jemu satysfakcję, a szlakowi korzyść. Chodzi o taki typowy dla naszego szlaku efekt „zaskoczenia tym, co nieznane”, który zawsze się sprawdza. Nawet turysta, który już był w wielu miejscach, kiedy pojawi się tam po raz kolejny, dzięki szerokiej ofercie może zobaczyć i przeżyć coś, czego z pewnością wcześniej nie spotkał. A niezależnie od tego może właśnie zatrzymać się w mieście, w którym dotąd nie był, i ono też go zaskoczy świetnie zachowanymi zabytkami lub innymi unikatowymi atrakcjami. Z tego żyje nasz szlak i tym się karmi.

TK: Jeśli zostać przy temacie „małych i nieznanych” - czy istnieje jakaś pewna recepta dla małej miejscowości na szlaku kulturowym, która posiada autentyczne potencjalne atrakcje dla turystów, a pomimo to jest rzadko odwiedzana? Jak mogłaby ona może nie natychmiast, ale w sposób pewny powiększyć liczbę odwiedzających i osiągnąć związane z tym profity? Co musi być obowiązkowo zrobione, a czego należy bezwzględnie unikać?
JW.:
Zdecydowanie należy aktywnie używać marki szlaku, w powiązaniu z własną nazwą. Szlak jest rodzajem marki, która łączy tematycznie powiązane miejsca. Zatem sensem działania tego „znaku towarowego” jest użyczyć obiektom (w tym wypadku, rzecz jasna autentycznym, co właśnie nazwa szlaku ma gwarantować) powiązania z marką, która turyście coś obiecuje i go do nich przyciągnie. A więc zarzucić reklamy indywidualne typu „Dinkelsbühl - piękne miasto róż” czy „Jędrzejów – miasto zegarów” a skoncentrować się na „Dinkelsbühl na Szlaku Romantycznym” czy „Jędrzejowie na Szlaku Cysterskim”. Małemu i mało znanemu miasto nie pomogą ani róże, ani zegary, natomiast pomoże mu marka znacznie lepiej znanego szlaku, która też coś i o nim powie, na ile oczywiście jest ono rzeczywiście „romantyczne” czy „cysterskie”. Unikać należy także prób cząstkowego zawłaszczania nazwy szlaku [rzez „kradzież przymiotnika. A zatem, nie „D. – romantyczne miasto w Bawarii (to może być przecież każde miasto), tylko konsekwentnie: „D. na szlaku Romantycznym”. To służy i miastu, i szlakowi, zdecydowanie zwiększa efekt synergii ,na który solidarnie pracują wszyscy. Natomiast złym pomysłem jest próba dołączania miejscowych atrakcji zupełnie nie związanych ze szlakiem i jego tematyką do np. tych miejskich tras turystycznych, którymi chcemy prowadzić turystów zwiedzających szlak. Będą oni szybko zmęczeni i rozczarowani, bo nie po to tu przyjechali. Po prostu nie warto sprzedawać kapelusza w pakiecie z mydłem, bo mało kto w danym momencie potrzebuje obojga i o obojgu myśli. Nieefektywne są też próby chodzenia „własnymi drogami” przez twórców marketingu poszczególnych obiektów czy instytucji kulturalnych w małych miastach, którzy nagle decydują się na odrębną promocję i sprzedaż poza znaną już marką. Znam też kilka przykładów takich obiektów i miejsc w małych miastach naszego szlaku, które chciały promować poza kręgiem mieszkańców – a więc wśród turystów - swoją ofertę, na przykład koncerty różnych kierunków muzycznych, i nie uwzględniły w kampanii ani szlaku, ani znanego skądinąd regionu (np. Allgäu). Stracono przez to wiele energii, czasu i pieniędzy, a liczba odwiedzających ani drgnęła.

TK: W dzisiejszej turystyce kulturowej wielkie znaczenie przypisuje się multisensorycznym doświadczeniom turysty. O co Wy dbacie w tym aspekcie i co Pan osobiście polecałby na Szlaku Romantycznym? Czy poza zapierającymi dech w piersiach ucztami dla oczu – mianowicie krajobrazami kulturowymi i przyrodniczymi, macie coś na przykład dla podniebienia turysty?
JW.:
Tak, pamiętamy, ze ludzie chłoną rzeczywistość wieloma zmysłami i chętniej kupią produkt, który zaspokoi możliwie kilka z nich. Więc – oczywiście - obok muzyki, kulinaria to od dawna jeden z głównych tematów i elementów naszej oferty. Można w ogóle powiedzieć, że dzisiejsza polityka Szlaku Romantycznego jest taka, by niezależnie od konkretnych miejscowych atrakcji dbać o obecność czterech elementów w jak najliczniejszych pojedynczych propozycjach, obojętnie, czy jest to cała wycieczka, czy pakiet lokalny. Są to „kultura”, „natura”, „aktywność” i „podniebienie”. To ostatnie nie nawet trudne, bo przecież przestrzeń szlaku rozciąga się na obszarach kilku tradycyjnych regionalnych kuchni niemieckich: frankońskiej, bawarskiej szwabskiej, a nawet badeńskiej, niezależnie od bogactwa unikatowych potraw typowych dla poszczególnych miast. To zapewnia nam rozmaitość propozycji dla każdego turysty przemierzającego szlak, jeśli tylko pozwoli się skierować do polecanych przez nas miejsc konsumpcji. Mamy też wino i piwo, nie tylko pokazujemy tradycje upraw roślin bazowych i procesy produkcji, ale w ramach szlaku są przecież degustacje. W kilku miejscach określone tradycyjne gatunki piwa i wina z naszym pozwoleniem przyjęły też etykiety „win-„ i „piw szlaku romantycznego”, dzięki czemu cieszą się sporym powodzeniem wśród turystów.

TK: Szlak Romantyczny, który znamy, nie jest w całości tym z lat 50-tych ostatniego stulecia. I to jest w porządku, bo oferta musi być dopasowana do każdej kolejnej generacji turystów. A jak szlak będzie wyglądał za trzy czy pięć lat? Co uważa Pan za nieodzowne, co planuje Pan dla waszego systemu, co być może w najbliższym czasie się zmieni? Czy są może problemy z utrzymaniem Waszej kulturowej oferty?
JW.:
Tylko w ostatnich 10 latach główna trasa szlaku wydłużyła się o prawie 60 kilometrów. Nie wykluczamy również dalszych zmian, bo przecież chcemy zachować na szlaku historyczne krajobrazy kulturowe, a to byłoby trudne pozostając na trasach zamienionych na niemal autostrady czy przy trasach zwiedzania gdzie nagle widok dominują kolejne „Aldi” czy „Lidle”. Podobnie dbając o ofertę aktywna obok pierwotnej turystyki czysto miejskiej wprowadziliśmy na szlaku trasy rowerowe i piesze, gdzie dajemy okazję do aktywności i konfrontacji z krajobrazem naturalnym. Naszym problemem w samych miastach jest też utrzymanie zabytkowej substancji. Nie mamy na to bezpośredniego wpływu ani środków, ale aktywnie uczestniczymy w lokalnych publicznych debatach, akcentując turystyczno-kulturowy punkt widzenia, i wydaje mi się, że z naszą opinią miejscowi decydenci często się liczą. Inny problem, który jakoś próbujemy rozwiązać, to stopniowe zmniejszanie się liczby tradycyjnych rodzinnych gospód z ofertą regionalnej kuchni, których często nie ma kto przejąć, bo młodsza generacja wybrała inny sposób na życie, to samo dotyczy sklepów z wyrobami tradycyjnymi i pamiątkowymi. Robimy, co możemy, kierując na przykład trasy turystyczne przez takie miejsca i polecając je. Dzięki temu dochód pochodzący od turystów pozostaje w nich na tyle duży, ze opłaca się je nadal prowadzić i jeśli nie rodzina, to może je i chce przejąć ktoś inny, na przykład dotychczasowy pracownik. To są nasze problemy na dziś, dotychczas sobie z nimi radzimy. Można więc powiedzieć, że trzeba stale trzymać rękę na pulsie i robić całkiem sporo, by utrzymać to, co jest i zapewnić to następnym pokoleniom turystów. A przy okazji wbudowywać dla nich do oferty to, co daje im przyjemność i sensowny wypoczynek.

TK: Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę - oczywiście – byście długo jeszcze pozostali niemieckim szlakiem numer jeden!

Rozmawiał: Armin Mikos v. Rohrscheidt, 30 lipca 2015

 

Nasi Partnerzy

 

Copyright ©  Turystyka Kulturowa 2008-2024


Ta strona internetowa używa pliki cookies w celu dostosowania serwisu do potrzeb użytkowników i w celach statystycznych. W przeglądarce internetowej można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Brak zmiany tych ustawień oznacza akceptację dla cookies stosowanych przez nasz serwis.
Zamknij