Główna :  Dla autorów :  Archiwum :  Publikacje :  turystykakulturowa.ORG

 

Data wydania 12 września 2014, redaktor prowadzący numeru: Piotr Kociszewski

Numer 9/2014 (wrzesień 2014)

 

WYWIAD

 

Rozmowa z Różą Kilanowicz
przewodniczką miejską po Krakowie, pilotką, specjalizującą się w oprowadzaniu dzieci i młodzieży.

TK: Czy możesz pokrótce przedstawić, jaki jest zakres Twojej działalności w turystyce?
Róża Kilanowicz:
W branży turystycznej działam od prawie ośmiu lat. Staram się łączyć różne aktywności – jako pilot specjalizuję się krajach Europy Wschodniej, często pracuję jako pilot w Polsce. W Krakowie nie tylko oprowadzam, ale realizuję przede wszystkim autorskie programy kierowane w stronę młodzieży i dzieci. 

TK: Jesteśmy w szczycie sezonu turystycznego w Krakowie. Jak oceniasz tegoroczny ruch turystyczny?
RK:
Co roku rośnie w Krakowie liczba turystów, jednak o sezonowości należy mówić w kontekście konkretnych grup turystów. Dla grup młodzieżowych i dziecięcych sezon trwa głównie od kwietnia do końca czerwca i od sierpnia do końca listopada. W szczycie lata ludzie głównie wypoczywają, a jeśli zwiedzają miasta, to zazwyczaj bez przewodnika, na przykład podczas krótkiej wizyty przy okazji pobytu w górach. Nawet dzisiaj przyszła mi do głowy taka myśl, że bardzo łatwo odróżnić „urlopowych” turystów od tych, którzy przyjeżdżają wyłącznie po to, żeby systematycznie zwiedzać Kraków. Zdradza ich ubranie. Ci, którzy wpadają tu na kilka godzin, wyglądają jakby przyszli z plaży, albo są ubrani raczej na sportowo. Bywa, że ich strój jest wręcz niestosowny do miejsc, które zamierzają odwiedzić (jak choćby kościoły). Typowi turyści miejscy są zdecydowanie bardziej elegancko ubrani.

TK: Wróćmy jednak do kwestii sezonowości. Mówi się zwykle, że zima to w turystyce martwy sezon. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?
RK:
W przypadku Krakowa od lat obserwujemy zwiększającą się liczbę turystów rosyjskich i ukraińskich, którzy przyjeżdżają zwykle w okolicy Nowego Roku. To u nich czas dłuższych ferii. Generalnie, można powiedzieć, że ostatnio obserwujemy również większą liczbę turystów w okresach świątecznych. Dotyczy to również Polaków, a to pokazuje, że zmieniają się nasze przyzwyczajenia. Coraz częściej świąteczny wypoczynek przestaje oznaczać tylko biesiadowanie z rodziną, a staje się czasem na podróże. 

TK: A jacy turyści obecnie najczęściej odwiedzają Kraków?
RK:
Jeśli chodzi o dorosłych Polaków, to oceniając na podstawie mojego doświadczenia przewodnickiego, są to głównie osoby w wieku średnim (50-65 lat). Mają oni czas i teraz nadrabiają zaległości, a Kraków jest jednym z kilku miast, które odwiedzają (przy czym uważają go często za najważniejsze w Polsce). To taki powrót do edukacji z poziomu szkoły średniej. Młodzież - to głównie wycieczki szkolne, tyle że obecnie jest to w mniejszym stopniu podyktowane programem, a coraz częściej motywacją nauczycieli. 

TK: Czy możesz wyjaśnić, co masz na myśli?
RK:
Nie znam dokładnie programów szkolnych, ale, odwołując się do rozmów z nauczycielami, mogę powiedzieć, że wielu z nich w sprawie wyjazdów z uczniami wręcz zmaga się z ustawą o szkolnictwie i przepisami z niej wynikającymi. Wycieczki, które organizują, to próba udowodnienia, że wyjazd w ogóle ma sens dydaktyczny, że pozwala na umocnienie czy poszerzenie wiedzy wyniesionej „z klasy”. To bardzo trudne, głównie ze względów organizacyjnych. Programy są bardzo napięte i kładą nacisk na realizację podstaw podręcznikowych, koniecznych do zaliczania kolejnych testów. Nauczyciele często sami muszą organizować na czas swojej nieobecności zastępstwa, nie ma już praktyki obowiązkowej wycieczki na koniec roku, czy nawet w ramach całego cyklu edukacji. Ograniczamy uczniów do siedzenia w klasie i podręcznika, co na dłuższą metę jest oczywiście niekorzystne. Wycieczki natomiast organizują ludzie, którzy mają poczucie misji i są prawdziwymi pedagogami. To nawet nie wiąże się z przedmiotem, którego uczą. 

TK: Ale skoro już grupa przyjeżdża do Krakowa, to jak wygląda jej program zwiedzania? Jakie obiekty są najczęściej odwiedzane? 
RK:
W przypadku mojej działalności, usługa nie ogranicza się zwykle tylko do oprowadzenia. Staram się współuczestniczyć w tworzeniu programu. De facto często sama proponuję różne możliwości, dostosowane oczywiście do wieku i profilu grupy. Zazwyczaj taka podstawowa trasa rozpoczyna się od Kopca Kraka – to dobre wprowadzanie w historię Krakowa, a jednocześnie wspaniały punkt widokowy. Oczywiście, prawie wszystkie grupy zwiedzają Wzgórze Wawelskie, gdzie staram się zawsze pokazać im Skarbiec i Katedrę, co jest związane także z edukacją patriotyczną. Sam zamek pokazuję najczęściej z zewnątrz – niestety cena biletów dla wielu jest zaporowa. Potem idziemy na Rynek Główny, po drodze zahaczając o Collegium Maius. Na Rynku oczywiście Sukiennice i Kościół Mariacki. Zwykle nie starcza już czasu i chęci na to, by dojść do końca Drogi Królewskiej, która tak naprawdę, bierze przecież swój początek na Placu Matejki. Jeśli grupa przyjeżdża na dłużej, pokazuję jej często Kazimierz – ten żydowski i ten chrześcijański. Na Podgórzu zwiedza się najczęściej jedynie Plac bohaterów Getta. 

TK: A co z innymi atrakcyjnymi miejscami Krakowa. Czy tylko bliskie okolice Rynku cieszą się popularnością?
RK:
Niestety tak. Ostatnio staram się także wprowadzać Cmentarz Rakowicki. To zadziwiające, że w wielu miastach europejskich zwiedza się cmentarze (Pere Lachaise, Łyczaków, Rossa), a u nas - mimo tak wielu wybitnych osób, pochowanych na Rakowicach, nie mówiąc już o walorach architektoniczno-parkowych - cmentarz jest powszechnie pomijany. Jeśli się udaje, zabieram także grupę do Nowej Huty. Ale to wyjątek, większość przewodników raczej tego nie robi. My dodatkowo jedziemy tam tramwajem - wtedy turyści mają doświadczenie miasta, gdy są przewożeni z punktu do punktu autokarem najczęściej nie rozumieją, gdzie są. Proponuję im też zakupy regionalne na Kleparzu. 

TK: A gdybyś miała wskazać inne wartościowe a niedoceniane miejsca i trasy?
RK:
Na pewno krakowska trasa noblistów, Kossakówka, bardziej współczesna architektura, przepiękne ulice Retoryka i Piłsudskiego, wspomniana już Nowa Huta. Problem polega na tym, że dziś grupy przyjeżdżają zwykle tylko na jeden dzień, brak możliwości pogłębienia zwiedzania. W Krakowie bardzo rzadko opowiada się też młodzieży o II wojnie światowej, na palcach jednej ręki mogę wyliczyć grupy polskie, które odwiedzają Fabrykę Schindlera, podczas gdy wśród turystów zagranicznych bije ona rekordy popularności. Ale to wiąże się znów z programami szkolnymi. Lekcje historii czy języka polskiego skupiają się na XIX wieku. Na XX wiek po prostu brakuje potem czasu. 

TK: Kraków to także miasto bogatej oferty muzealnej. Które muzea cieszą się największym powodzeniem wśród grup szkolnych? 
RK:
Na pewno Podziemia Rynku. Ale tu mamy olbrzymi problem z organizacją. Ostatnio obserwuję bardzo szkodliwą praktykę, że niektóre krakowskie biura wykupują bilety przeznaczone dla turystów a indywidualnych. Potem inni muszą je odkupić wraz z usługą przewodnicką, która kosztuje dwa razy więcej niż zwykle. Obecny system rezerwacji pozwala niestety na takie nadużycia. 

TK: Czy dostrzegasz jakieś mody na trasy turystyczne? 
RK:
Od jakiegoś czasu bardzo modne stało się robienie pieniędzy na temacie papieskim. To budzi mój wewnętrzny sprzeciw, bo Jan Paweł II jest dla Polaków ważny, a tutaj mamy dużo komercji. Jeśli chodzi natomiast o konkretne miejsca, przychodzi mi na myśl przede wszystkim grób Marii i Lecha Kaczyńskich w Katedrze Wawelskiej. Do niedawna Wawel był taką „instytucją historyczną”, a ten pochówek „ożywił” Katedrę. To może niedobre sformułowanie, ale to są realia, coś aktualnego, doświadczenie bliskie. Nie ma prawie osoby, która by nie chciała wejść. Podniosło to z pewnością liczbę Polaków przyjeżdżających do Krakowa. Zauważam też na Wawelu więcej osób starszych, które kiedyś odwiedzały co najwyżej Łagiewniki, a dziś przychodzą właśnie do Katedry. 

TK: A jak oceniasz politykę turystyczną miasta? 
RK:
Mówiąc w skrócie: niska jakość za wysoką cenę. Inwestuje się w świetne rozwiązania muzealne - to plus - ale bez inwestowania w infrastrukturę. Kraków cierpi na brak parkingów, toalet, nawet stojaków na rowery. Temat autokaru w mieście – można zapomnieć. Nie ma „kopert”, gdzie można by choćby wysadzić turystów, parkingi są horrendalnie drogie, a to zniechęca. Często muszę iść kilkaset metrów do jakiegoś hostelu z grupą ledwo wlokących za sobą bagaże dzieci, bo autokar nie może zatrzymać się pod obiektem nawet na 10 min, tak, żeby grupa bezpiecznie wysiadła. To zdecydowanie powinno się zmienić. Zupełnie osobną kwestią są turyści niepełnosprawni. W Krakowie po prostu nie da się zorganizować wycieczki dla grupy 20 dzieci na wózkach: nie ma dostosowanych obiektów noclegowych, a muzea, nawet jeśli wyposażone w windy, są tak zaprojektowane, że nie da się przejechać między eksponatami, nie można nawet postawić nawet kilku wózków obok siebie, żeby wszystkim coś powiedzieć! 

TK: Co możesz powiedzieć o ofercie miasta przeznaczonej dla najmłodszych turystów kulturowych?
RK:
Przede wszystkim, brak jest miejsc, gdzie dzieci mogą się pobawić, „zresetować”. Wciąż marzę, jak wspaniałym rozwiązaniem byłaby „Strefa Dziecka” – taka wyłożona matą, zacieniona przestrzeń na Rynku. Tam grupy młodszych dzieci mogłyby spokojnie usiąść, odpocząć, zjeść kanapki, zorganizować zbiórkę po czasie wolnym. Dzieci nie pójdą przecież do kawiarni, bo „przeszkadzałyby” tam innym. Zresztą to zwykle wiąże się ze sporym wydatkiem. Takim idealnym miejscem dla dzieci mógłby być Barbakan – stanowi on przestrzeń zamkniętą, więc jest w miarę bezpieczny. Nawet na Plantach, a więc w typowym parku miejskim, nie wolno usiąść na trawie. Pod Smokiem koło Wawelu – beton, w czerwcu dzieci mdleją tam z gorąca. A tam przecież jest tyle zielonej przestrzeni, którą można by pięknie zaaranżować dla najmłodszych. Nie ma zupełnie gadżetów dla dzieci. Czy to aż taki wydatek, by wydrukować zabawowy plan miasta dla dzieci? Taki, na którym można coś zaznaczać, narysować, itp. Nie myśli się o tym, że dzieci poznają nie tylko wzrokiem, ale także dotykowo. Owszem, mamy Ogród Doświadczeń, ale jest przeznaczony raczej dla młodzieży, nie mówiąc o tym, że brakuje w nim infrastruktury zapewniającej odpoczynek. 

TK: Wymieniasz sporo mankamentów Krakowa. Ale czy faktycznie grupy szkolne są tak ważnym gościem dla miasta? Nie generują zbyt wielkich dochodów dla budżetu.
RK:
I na tym właśnie polega błąd założeń naszej polityki turystycznej. „Czym skorupka za młodu….” Jeśli już teraz pokażemy dzieciom, co to jest zwiedzanie (i że to jest fajne), że warto podróżować, to za kilkanaście lat, przyjadą tu sami albo ze swoimi rodzinami lub przyjaciółmi. Chodzi o dobre wzorce, o praktykę, która potem przyniesie owoce w postaci dorosłych turystów kulturowych.

TK: Nie pozostaje zatem nic innego, jak pomyśleć o skuteczniejszym rozwoju Krakowa – w stronę turystyki dla dzieci i młodzieży. Dziękuję za rozmowę.

 

Nasi Partnerzy

 

Copyright ©  Turystyka Kulturowa 2008-2024


Ta strona internetowa używa pliki cookies w celu dostosowania serwisu do potrzeb użytkowników i w celach statystycznych. W przeglądarce internetowej można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Brak zmiany tych ustawień oznacza akceptację dla cookies stosowanych przez nasz serwis.
Zamknij