Główna :  Dla autorów :  Archiwum :  Publikacje :  turystykakulturowa.ORG

 

Data wydania 2 sierpnia 2013, redaktor prowadzący numeru: Karolina Buczkowska

Numer 8/2013 (sierpień 2013)

Data wydania 1 sierpnia 2013, redaktor prowadzący numeru: Karolina Buczkowska

Numer 8/2013 (sierpień 2013)

 

WYWIAD

 

Rozmowa z Jerzym Gaszyńskim,
założycielem „Red Baron Foundation” , twórcą portalu internetowego dziennik.swidnica.pl oraz strony richthofen.pl

Turystyka Kulturowa: Fundacja „Red Baron” istnieje od 2008 roku. Czy początki były trudne?
Jerzy Gaszyński:
Pomysł pojawił się wtedy, kiedy już w sprawie Czerwonego Barona zrobiłem najwięcej, wydawało mi się wówczas jeszcze, że gdy pojawi się fundacja, to łatwiej będzie się rozmawiało z osobami i instytucjami. Niestety, w zasadzie nie pomogło to wiele, skutek okazał się inny od zamierzonego. Od chwili powołania fundacji pojawił się natomiast obowiązek składania PITów, zeznań, oświadczeń, danych statystycznych - jednym słowem biurokracja zatriumfowała i do dziś jest „górą”.

T.K.: Gdyby zapytać przypadkowo spotkanych mieszkańców Świdnicy o postać Manfreda von Richthofena, czy uzyskałoby się od nich satysfakcjonujące informacje? 
J.G.:
Ci, którzy o tym fakcie nie wiedzą, byliby w większości mile zaskoczeni, że ktoś o niego pyta. Świdniczanie, którzy wiedzą kim był Richthofen, są dumni, że tak znany człowiek jest stąd, skąd oni sami pochodzą. Jedynie nieliczni, nie znający podstawowych faktów, myląc epoki „warczą” i wyzywają Czerwonego Barona od hitlerowców, faszystów i morderców. Cóż można jednak na to począć? Świat pełen jest ignorantów.

T.K.: Kiedy przyjeżdżają do Pana turyści zagraniczni, co najczęściej zwraca ich uwagę? 
J.G.:
Jeśli turystami są mieszkańcy Niemiec, to zaskoczeni są mile, że my, Polacy, nie jesteśmy przeciwni kultywowaniu pamięci Czerwonego Barona, choć był on Niemcem, że sami pamiętamy o nim. To pytanie pada wprost, pytają mnie też w korespondencji, dlaczego zająłem się tym słynnym lotnikiem. Odpowiedź jest prosta. Żył tutaj, był mieszkańcem tego samego miasta, które w wyniku różnych zawirowań historii i losów jest również moim miastem. Dziedzictwem tego miasta jest także i historia, którą każdy jego mieszkaniec powinien znać. To zresztą naturalne zainteresowanie człowieka tym, co było kiedyś, przed nim . . . 

T.K.: Czy miał Pan okazję przyjmować w progach fundacji jakiegoś specjalnego gościa? 
J.G.:
12 czerwca 2008 roku w ogrodzie domu pojawiła się Gabriele von Altrock, która jako mała dziewczynka, znajoma Richthofenów, mieszkała w ich domu przez kilka lat. Pamiętała jeszcze młodego Manfreda. Inna sytuacja wiąże się z pewnym małżeństwem z Włoch. Ona -pracująca w na pokładach samolotów, on - pilot linii lotniczych. Przyjechali do Polski, do Świdnicy tylko dla „Barona”. Bardzo ciekawa dla mnie była też wizyta dziennikarzy i ekipy telewizyjnej amerykańskiej Agencji Prasowej Associated Press. Dzięki ich relacji w mediach, wiadomość o tym, iż Czerwony Baron jest ze Świdnicy i tutaj powstało miejsce jego pamięci obiegła cały świat, informacje ukazały się na wszystkich kontynentach w najbardziej prestiżowych wydawnictwach. Dumą napawa mnie fakt, że powstały w Świdnicy w pięknym zabytkowym domu Hotel Czerwonego Barona powstał dzięki zainteresowaniu właścicieli baronem w wyniku publikacji w mediach ogólnokrajowych, a także dzięki poparciu fundacji w staraniach o środki unijne.

T.K.: Świdnica zbudowała rekonstrukcję samolotu Czerwonego Barona”. To Pan był pomysłodawcą odtworzenia tego słynnego Fokkera. Co było najtrudniejsze w tym przedsięwzięciu?
J.G.:
Byłem pomysłodawcą, a już wykonawcą prac byliśmy wspólnie wraz ze Stanisławem Gabrysiem z Muzeum Broni i Militariów. Największym problemem było zdobycie planów dokumentacji samolotu. Obiecał mi jeden pewien pan, ale kiedy miał mi je przekazać, zażądał podpisania dokumentu, że plany nie trafią w niepowołane ręce. Wtedy jeszcze chciałem (byłem po rozmowach ze szkołą średnią w Świdnicy), żeby samolot wykonali uczniowie w ramach prac dyplomowych. W związku z tym nie byłem wstanie zagwarantować, że dokumentacja - czy raczej jej kopie - gdzieś nie wypłynie, a ten pan zabezpieczał się w dokumencie klauzulą, że w takiej sytuacji będę ponosił niebotyczne kary finansowe. Przyszło mi zatem (korzystając z wielu dużych fotografii samolotu) przeliczać wymiary poszczególnych części. Myślę, że niedokładności mogą wynosić co najwyżej do pięciu centymetrów i mniej. W taki sposób mam wymiary wszystkiego, co wchodzi w skład samolotu.

T.K.: Samolot Czerwonego Barona stoi w Muzeum Broni i Militariów pana S. Gabrysia. Czy jest na terenie Muzeum obiekt, który uważa Pan za najcenniejszy? 
J.G.:
Nie ma takiego jednego obiektu, który można byłoby nazwać tym najcenniejszym. Każdy z eksponatów jest w pewnym stopniu tym jedynym. Jedne są takimi ze względu na ich unikatowość, inne ze względu na trudności w ich pozyskaniu - czasem naprawdę bardziej odpowiedni byłby militarny termin: „zdobyciu”. Wszystkie w jednakowym stopniu są potrzebne, by ukazać przekrój uzbrojenia.

T.K.: Gdyby miał Pan scharakteryzować profil turysty, który odwiedza Świdnicę to z jakim typem gości mamy tu najczęściej do czynienia? 
J.G.:
Po pierwsze - wielka szkoda, że Świdnica poprzez zaniechanie „pozbyła” się Muzeum Broni i Militariów, bo do tej pory znaczną dużą grupę odwiedzających można by określić mianem hobbystów. Teraz będąc w Świdnicy muszą udać się do Witoszowa Dolnego, by tam oglądać tego, czego szukali.
W Świdnicy pokaźny odsetek odwiedzających stanowią Niemcy: starsi i młodsi. Ci pierwsi odwiedzają miejsce swoich urodzin czy lat młodości. Ci drudzy oglądają ziemie, skąd pochodzą ich rodzice.
Pozostałe grupy też można spotkać, w tym zainteresowanych kościołem pokoju i jego historią, jednak najczęściej są to typowi zwiedzający, którzy szybko chcą „rzucić okiem” i popędzić dalej.

T.K.: Badanie potencjału turystyki kulturowej w powiecie pokazało, że turystyka militarna ma w Świdnicy potencjał, który może stać się magnesem przyciągającym – jest muzeum, postać Czerwonego Barona, były historyczne bitwy, są pozostałości fryderycjańskich umocnień. Czy podejmuje się działania, żeby rzeczywiście turystyka militarna stała się turystycznym produktem Świdnicy? 
J.G.:
Pozostałości takich budowli niszczeją, bo sprzątanie małego fragmentu raz do roku czy raz na kilka lat (czasem tylko dlatego, że są na to środki z unii) oraz okazja do pikniku to zbyt mało by twierdzić, że coś „się robi”. W dziedzinie popularyzacji tej grupy zabytków dużo robi Muzeum Dawnego Kupiectwa w Świdnicy, zapraszając do miasta znawców tematyki obronnej oraz fortyfikacji i publikując ich prace. 

T.K.: Czy w ciągu 10 lat zauważył Pan jakieś szczególnie zmiany w powiecie w kwestii wykorzystania i promocji jego walorów turystycznych?
J.G.:
Kiedyś, przed wielu laty, kiedy miasto Świdnica promowało się w ramach Dolnośląskiej Organizacji Turystycznej miałem wrażenie, że o Świdnicy jest „głośniej”. Jednak odkąd władze wpadły na niefortunny pomysł, by stworzyć lokalną organizację turystyczną, o Świdnicy zrobiło się… cicho. Moim zdaniem miasto powoli popada w zapomnienie i niczym nie wyróżnia się w kraju. Kiedyś, kiedy mówiono o Świdnicy to wiadomo było, że mowa o moim mieście. Teraz często określa się ją w mediach jako miejscowość w okolicy Wałbrzycha. Znacznie większe efekty przynosiła wspólna promocja w ramach Dolnego Śląska.

T.K.: Co, Pana zdaniem, odróżnia mikroregion świdnicki od pozostałych obszarów Dolnego Śląska?
J.G.:
Na Dolnym Śląsku jest naprawdę wiele pięknych miejsc i godnych obejrzenia zabytków. Takim wyróżnikiem wśród nich można określić unikalny Kościół Pokoju, wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, wyjątkowy ze względu na swój barokowy wystrój. Godną uwagi jest wysokość naszej katedry i jej wieży oraz bogaty w zabytkowe rzeźby i studnie rynek. Rzadkością daleko poza skalę regionu, ale szerzej nieznany jest także podziemny obiekt militarny (tzw. Stacja wzmacniakowa - Red.) „odkryty” kilkanaście lat temu w szczególnych okolicznościach. Obiekt jest cenny ze względu na wspaniały stan zachowania i jego unikalność, najprawdopodobniej jest jedynym takim w Europie a tym samym na świecie.

T.K.: Które z miejsc powiatu i samej Świdnicy są pomijane, zapomniane, niedostatecznie wykorzystane w turystyce? 
J.G.:
Jednym z takich obiektów jest zabytkowa tama na Jeziorze Bystrzyckim, a także liczne ulegające degradacji w szybkim tempie pomniki, obeliski upamiętniające miejsca potyczek, walk i słynnych bitew. Jeszcze kilka lat i większość z nich może zniknąć na zawsze z krajobrazu. 
Przykładem braku pomysłów, pieniędzy i chęci jest choćby taki zwykły bunkier z okresu międzywojennego, stojący w polu. Ktoś zaprojektował budowę drogi tam, gdzie on stoi, nie pomyślano, by go ominąć i teraz chce się go wysadzić w powietrze. Tymczasem w innych krajach Europy nawet takie obiekty w polach stanowią pamiątki historyczne i są pieczołowicie oznakowane, udostępnione i wyeksponowane. Szkoda, że nie dorośliśmy jeszcze do tego, by szanować wszystko dookoła nas, by to, co zostało służyć mogło następnym pokoleniom, stanowiąc pamiątkę minionych czasów.

T.K.: Świdnica - miasto Czerwonego Barona, kobiety-astronoma Marii Kunitz, czekolady, kupieckich tradycji i festiwali. Można wymieniać więcej. Czym dla Pana jest Świdnica? 
J.G.:
Jeśli jakieś hasła związane ze Świdnicą są godne upowszechnienia, to raczej te, które zapamiętają obcy i te, które zapamiętała też historia, a które są zrozumiałe dla innych. Nie cierpię banałów w stylu - tradycje kupieckie, bo cóż one oznaczają ? Tak dokładnie pewnie nic, bo wszędzie byli kupcy i robili z grubsza to samo… Kramy, sklepiki w przeszłości istniały wszędzie i mówienie o szczególnych tradycjach jest nic nie znaczącym frazesem. Tym może wyróżnić się Kraków, ale setki innych miast i miasteczek używając takich haseł raczej się ośmieszają, pokazując, że nie maję żadnego konkretnego pomysłu na promocję. Jeśli zaś idzie o czekoladę, to o „Śnieżce” ze Świebodzic można byłoby powiedzieć, że ma czekoladowe tradycje, bo od dziesiątków lat zarzucała kraj słynnymi „Michałkami”. Trudno jakieś tradycje przypisać komuś, kto - jak tysiące innych w Polsce - produkuje słodycze. To kolejny dowód na promocję niskich lotów w wykonaniu władz miasta. Uważam, że 99-ty lub setny festiwal odbywający się w Świdnicy nie jest tym, co jest w stanie wyróżnić miasto. Wyróżnić i promować można się tylko tym co unikalne, niepowtarzalne, jedyne w swoim rodzaju, podobnie jak nie wyróżni się miasta stawiając w nim 297-my czy też może pięćsetny pomnik Papieża Jana Pawła II. Będzie przecież tylko jednym z wielu. 

T.K.: Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Daria Kalka
 

 

Nasi Partnerzy

 

Copyright ©  Turystyka Kulturowa 2008-2024


Ta strona internetowa używa pliki cookies w celu dostosowania serwisu do potrzeb użytkowników i w celach statystycznych. W przeglądarce internetowej można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Brak zmiany tych ustawień oznacza akceptację dla cookies stosowanych przez nasz serwis.
Zamknij