Główna :  Dla autorów :  Archiwum :  Publikacje :  turystykakulturowa.ORG

 

Data wydania 1 czerwca 2013, redaktor prowadzący numeru: Przemysław Buryan

Numer 6/2013 (czerwiec 2013)

 

WYWIAD

 

Rozmowa z Józefem Chełmowskim,
urodzonym w 1934 roku, ludowym artystą: rzeźbiarzem i malarzem. Jest rodowitym Kaszubą, który rzeźbi, maluje, opowiada o swoich dziełach i życiu. Mieszka w miejscowości Brusy-Jaglie, w domu rodzinnym, który jest też prywatnym muzeum regionalnym i zarazem skansenem pszczelarstwa. Znajdują się tam jego rzeźby, obrazy, pamiątki rodzinne, przedmioty codziennego użytku i narzędzia używane w gospodarstwie.

Turystyka Kulturowa: Jest Pan od urodzenia związany z Kaszubami… 
Józef Chełmowski:
Tak, od urodzenia jestem związany z Kaszubami, ale Kaszuby na czasy dzisiejsze są zupełnie inne. Za mojej młodości język kaszubski był zupełnie inny. Starzy ludzie, np. stara kobieta wcale po polsku nie umieli mówić, tylko po kaszebsku (kaszëbsczi), jak to się mówi. Bywało tak, że ksiądz miał czasem problem ze spowiedzią. Dzisiaj słowa są inne takie, ale i w ogóle kaszubszczyzna. 

TK: Kim są goście Pańskiego skansenu? 
J.C.
: Tu przyjeżdżają w ogóle na wycieczki kaszebscy, z Sierakowic i Kartuz. I z Pucka też. Ale Kaszub z Kaszubem zawsze sobie pogada, może być trochę inny, ale zawsze na swoje wychodzi. Jak Anka Bartman z Gnieżdżewa, to za Puckiem. Ona lubi ze mną po kaszebsku pogadać, pomimo że oni mają inny akcent. Mówi na mnie „Mój chlop z morą, Józef – mój chlop z morą”, nie chłop, ale przez „L” oni to mówią, nie ? Jo, woda to łoda, ale to są takie mniej więcej „morskie”, my to mamy tu bardziej takie rolnicze słowa, nas tam nie interesują takie morskie. Ale mi się wydaje, że ludzie starzy lubili kaszubszczyznę. 

TK: Powiat Chojnicki to region mocno związany z Kaszubami, jednak często się już uważa, że związek Chojnic z nimi gaśnie. 
J.C.
: W Chojnicach jest jeszcze dużo Kaszebów, to jest powiązanie, to nie jest takie lekkie. Jedno z drugim się łączy, istnieje ciągły kontakt. Ale ja się dziwuje też, mój ojciec, inżynierem był, jeszcze w 1970 roku tylko po kaszebsku gadał, teraz już się trochę wstydzą. Komunizm tego narobił, tak można mówić. Wyśmiewali się z tego języka. Wymieniali tu nauczycieli, z tymi ze Śląska, żeby zlikwidować ten jeden język, ale to nie kultura… Ale on jeszcze trwa, jak to się mówi. Przecież w Niemczech jest wiele kultur i zgodnych ze sobą, nie ? 

TK: Czym, według Pana, odróżnia się ziemia chojnicka od sąsiednich regionów? 
J.C.:
W tej chwili można mówić, że w regionie żyje wiele słów kaszebskich, których nawet nie ma tam na północy w ogóle. Tu są całkiem inne wyrazy, ale nie są one polskie. Na przykład: „Jak se będzie dżyżdżało, to pójda so na grzyby” – jak będzie świtało to pójdę na grzyby, albo „ona jest tako przyserna do niego” … dużo, jakby kto chciał szukać, dużo jest takich wyrazów, co nawet w słownikach kaszubskich ich nie ma. 
Był u mnie ten profesor Prądzyński, ten co na akademii uczy, pytał mnie jak po kaszebsku jest ośrodek zdrowia, bo oni nie wiedzą. A ja tu kronikę spisuje, i wpisałem lekownica, i to jest dobrze, nie? Bo przecież oni lekują. Dużo wyrazów jeszcze nie ma w słownikach, wstawiają dopiero. Ale wyrazy niemieckie wywalają, a niby kaszubskie, a jednak nieznane wstawiają. Ja pytam ich dlaczego to wstawiają, przecież ja jestem z Kaszuba, a tego nie rozumiem. Ale niech tam robią sobie, jak chcą. 

TK: Czym dla Pana są Kaszuby? 
J.C.:
Kaszuby to są Kaszuby, to jest lud taki, że jak gdzieś jadę, to od razu poznają skąd jestem. To jest swój człowiek, to jest Kaszuba, nie? Nieraz mówią, że tego do doma, a innemu tego by nie dali. 
Jo, to u nas „tak” po kaszebsku, ale jak byłem w Niemczech to też ciągle jo, jo. Bo Niemcy też tak się nauczyli i powtarzali jo, zamiast „ja”. Ale oni zapomną to i tak, tylko dopóki ja tam byłem. 

TK: Co chciałby Pan pozostawić po sobie potomnym, jaką spuściznę? 
J.C.:
Oni to sami widzą ten ślad. Po co ja będę im wmawiał, ja dużo robię czasem, i dużo pieniędzy wydaję, ale jak efektów nie ma, to ja się sam nie chwale. Dopiero jakby były efekty. Bo to nie jest do chwalenia, niejeden by się chwalił ile medali, a ile tego, a tego dostał. Nie, tego tu nie ma. To skromnym się jest człowiekiem na tym świecie, nie? Ja to zawsze tak. Siostra mówi, ile tam jest (u pana Józefa –przyp. TK) mądrych książek, co za mądre słowa tam są wpisane. Gdzie tam nauka tego wcale nie rozwija, a tu jest spisane. Oni się dziwują skąd to jest. No ja mówię, że też nie wiem skąd to jest, to chyba od Boga jest, bo człowiek pisze, pisze a w książkach tego nie ma. 

TK: Skąd Pan bierze inspiracje podczas tworzenia swoich dzieł? 
J.C.:
No o to chodzi. Niejedno jest jeszcze nie dokończone, a następne przychodzi… Już inne widzenia są, nie? Tu też jeszcze nie, ale już w głowie szumi ile tych obrazów mogło by jeszcze powstać. Co to jest to życie w ogóle? Co to jest Bóg? Chciałbym teraz namalować jeszcze praojca Boga, bo nie na tym się kończy jeden Bóg, tam jest też Brahma, nie? Z Psalmów jest tam taki cytat: zwrócił się Pan do Pana swego, że Bóg się zwrócił do innego Boga jeszcze. To już Kościół mówi, ale jeszcze dalsze … sprawy. Nasz umysł tego nie pojmuje. I nie będzie już pojmował, my żyjemy, i żyjemy codziennością. Za krótki żywot na artyzm jest, ale nie widzimy jeszcze końca, nie? Tak też z wiecznością jest, niektórzy mówią, że jej nie ma, ale końca wieczności przecież też nie ma. 

TK: Czy wizję swojej filozofii zawarł Pan w dziele „Tajemnicy Świata Świateł”?
J.C.:
Jak to pisałem w Szwecji byłem, i tam napisałem wszystko. I tak wykorzystywałem wolny czas. Inne spojrzenia tam były, to też prawda. Specjalnie kompas kupiłem, i badałem gdzie Gwiazda Polarna tam jest, a gdzie tu jest. Zaciekawiło mnie, gdzie jest biegun magnetyczny, czy igła szybciej, czy wolniej wskazuje. 

TK: Jakie kaszubskie tradycję mógłby Pan wyróżnić, czy istnieją jakieś nadal?
J.C.:
Tradycje to były, bo teraz są one inne. Całkiem zwyczaj jest inny. Kaszubskie zwyczaje były, i dyngus i inne przez cały rok, był tego inny obraz, inaczej to przechodzili. Dziś to inaczej jest, nie ma tego. Kto im to napisze, do muzeów chcieli, do Torunia, ale jak tego nie przeżyją, to nie da rady poznać. To trzeba przeżyć. Mam tam namalowaną „Historię żniw”, ale kto tego nie przeżył, to tego nie namaluje, nie da rady oddać w pełni. To trzeba przeżyć wszystko, ja to przeżyłem, tego nie można mnie zarzucić. 

TK: A jakie danie kaszubskie poleciłby Pan turyście, może jakiś ulubiony specjał?
J.C.:
Żołądek to jest intruz niesamowity, raz to weźmie, a drugi raz tego nie weźmie. I wtedy muszę zmieniać kuchnie. A jak kuchnia się zmienia to i medycyna się zmienia. Nie ma inaczej. Obżarstwo też jest grzechem, mam taki obraz „Jedz i pij, i baw się do swojej granicy”, nie przekraczaj tego wszystkiego. Medycyna to jest w ogóle szlachetny temat, każdy człowiek ma inne podejście do leczenia. Lekarz nie zawsze będzie wiedział, tylko ten człowiek, siła woli najlepiej leczy. Palec miałem kiedyś chory, byłem u lekarza z nim, on mówi: „panie ten palec to najlepiej urżnąć”, nie ma ratunku dla palca, a ja nie, jak ten palec jest dobry, jak on pędzelek chwyci, jak on maluje, mimo, że jest krzywy, ale jak on jest przydatny. 
Ile zwiedzających tu już było, to bym musiał specjalną księgę pisać. Jak się zachowuje, jak oni to widzą. Jedni lubią sztukę, kobiety za sztuką patrzą, a mężczyzny tu – oni co inne tu szukają. Jedne by wolał, gdzie tu piwo można kupić, by sobie usiąść i porozmawiać. Tak to czasami jest, niby że przyjechał, ale go to wcale nie interesuje. 

TK: Spisuje również Pan legendy i opowieści ludowe. Może przedstawi Pan jakiś przykład takiej?
J.C.
: Różne tematy spisuje, zasłyszane od ludzi. Jak „Nadzwyczajne śmierci”. Ostatnio jedna kobieta czytała, autentyczne, „Szukaj mi tej duszy”, również autentyczne. A nie, że człowiek sobie umiera, lecz co to za siła jest tego, nie? Dlaczego to we Finlandii jechało dwóch bliźniaków na rowerze, i jednego samochód na rowerze przejechał, śmierć. Kilometer dalej drugiego też, w tym samym czasie. Obydwoje równo zginęli, równo przyszli na świat, i równo odeszli. To są takie siły, rozwiązać tego nie masz jak. Kiedyś zasłyszałem historię, jak 8 maja, salwy, już koniec wojny (II wojny światowej – przyp. TK), i tak stanęli w punkt, i mówią „już jest po wojnie, zaraz wrócim do domu”, a ten jeden mówi „wy wrócita, a ja nie”. I jak te słowa rzekł jakiś odłamek przeszył mu pierś. Pozostali wrócili. Najciekawsze zresztą są wojenne zazwyczaj sprawy. Najwięcej się dzieje, i cudów, i wszystko. Bo cuda są tylko z czystego serca. Innych cudów nie ma. Bo ci co idą do miejsc świętych, to jak wejdą z jedną nogą, to i z jedną wyjdą. 

TK: Z czego Pan jest najbardziej dumny, co Panu stwarza największą przyjemność podczas tworzenia?
J.C.:
Z czego jestem dumny? Tej dumności u mnie jeszcze nie ma. Wciąż pracuje nad tą dumnością. Nie wiadomo jakie będą efekty, to co jest zrobione to wszystko, ale dumy jeszcze z tego nie ma. Do czego innego dążę, ale nie powiem, to jest tajemnica. Nikt się nie dowie. Ta cała praca kosztuje duże pieniądze i lata wysiłków. Tam też robię taką maszynę według projektu Leonarda da Vinci. Nakreślił on maszyny, ale nie zrobił ich sam. 
To są te wszystkie drogi, co Leonardo da Vinci, ale co też było prawdą, Leonardo miał wielu uczniów do malowania, przeważnie to oni jeszcze to robili. Ja nie mam nic, wszystko sam, osobiście zrobiłem. 

TK: Lubi Pan też tworzyć wynalazki, pewnego typu perpetuum mobile, prawda? 
J.C.:
Lubię, tak. Bo to dużo do myślenia skłania. Bo jak nie ma do kogo z pomocą się skłaniać, ani umysłem, ani czynem, to człowiek sam zostaje. Ewentualnie, jak to się mówi, jednego kielicha wypić, i przemyśleć ponownie ten temat. To są już inne myśli. Innej drogi często nie ma. 
Kilka lat temu miałem w Niemczech przyjaciela, architekta co mówił: „Aber Józef, nehmen Sie Ihre Erfindungen mit ins Grab.” Tak mi powiedział, mam to zabrać do swojego grobu. A nie dbać o rozgłos. Niech każdy pracuje, jeśli może, nie leży bezczynnie. Praca uszlachetnia. 

TK: Czy to prawda, że jest Pan także uzdolniony językowo? 
J.C.:
A to i tak, i tak jest. Różne tego są drogi. Kiedyś robiłem słownik polsko-kurdyjski, którego nie ma w Polsce w ogóle. Ale ja się żem poświęcił, ale ręcznie. Ile to się człowiek poświęca temu światu… 
Tak chyba Bóg mnie przygotował, bo i języki znam, to Bóg przygotował wszystko. Na przykład łacinę. Bardzo dużo łaciny używam, arabski też używam. Umiem dużo po arabsku, po kurdyjsku. 

TK: Jak na Pana twórczość reagują odwiedzający goście? 
J.C.:
Robiłem tu kiedyś Otto Lilienthala, ale jeden mi tu ze zwiedzających uwagę zwrócił, „kiedy on żył?”, więc dopisałem lata. Dla mnie on jest prekursorem tego wszystkiego lotnictwa. Mamy do dziś dnia medale dla szybowców Lilienthala dla szybowców i w Polsce, i w Niemczech. Najwyższe odznaczenia. Szczególnie, że ja też takie robiłem. Taki mięśniolot. Ja trochę inaczej robiłem, oni tam bardziej heroiczne tworzyli. Z góry zlatywał, a ja to chciałem z dołu do góry. Udało się, ale brakowało pagórka, bo skrzydła o ziemie zawadzały, później płatno się porwało, mówię – wyrzucę to, ja już wiem jakie błędy są, żeby lotnikiem być, to ja nie potrzebuje. Ważne jest poznanie, widzicie ile to eksperymentów człowiek robi. Rozpiętość było dziewięć metrów takie coś. Jeszcze w Krakowie robią takie, Jerzy Kościelny z Krakowa. Innych nie znam. Eksperymenty robili na rowerach, to tam, a to tam. Ale trzeba odkrywać tan świat, tak jest. Dopóki my mamy jeszcze możliwość tego. 

TK: Czy na zakończenie mógłby Pan przekazać jakąś myśl, sentencję na przyszłość?
J.C.:
Do każdego inna sentencja musi być, i do każdego człowieka inna musi być, każdy inaczej rozumuje. Kiedyś starsza kobieta, z Rumii albo Płocka, i ona się mnie pyta – ale Chrystus jest Bogiem? Ja mówię, pani się myli, Chrystus jest Prorokiem, a nie Bogiem, bo jak gdyby tak było, to inne religie na tym świecie nic by nie znaczyły, Chrystus przecież tylko katolików zbawił. Bóg jest inny, nie było by wtedy Mahometów, Buddów i innych. Buddyzm jest ładny, oni mają Boga ale nie mogą jego postaci sobie wyobrazić, ale wierzyć, wierzą lepiej jak my w Boga. Religie są ciekawe, nie? W szkołach zamiast uczyć też o innych religiach, to jeden kleryk mi mówił, że tylko o ewangelickiej bo nam zagraża, a innych nie przybliżali klerykom, a on by chciał się pouczyć o innych. Nasza religia jest młoda jeszcze, nie? Hinduizm i buddyzm są starsze, mają odłamy, ale to jak każda religia. Świętych też mają każdy innych, mormoni w Ameryce mają Kopernika jako świętego, a przecież i Stalin na Kremlu narysowany był jak święty. Świętych jest dużo, my też jesteśmy święci, każdy cal jest krucjatą tej ziemi. 

TK: Dziękuje za rozmowę

Rozmowę przeprowadził: Tomasz Jankowski

 

Nasi Partnerzy

 

Copyright ©  Turystyka Kulturowa 2008-2024


Ta strona internetowa używa pliki cookies w celu dostosowania serwisu do potrzeb użytkowników i w celach statystycznych. W przeglądarce internetowej można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Brak zmiany tych ustawień oznacza akceptację dla cookies stosowanych przez nasz serwis.
Zamknij