Rozmowa z Eugeniuszem Czarnym, wieloletnim kustoszem Muzeum Regionalnego w Jarocinie,
autorem licznych publikacji o regionie, współredaktorem "Zapisków Jarocińskich", przez lata współpracującym z
"Kroniką Wielkoposlką", "Rocznikami Kaliskimi" oraz z
lokalną prasą.
Turystyka Kulturowa: Prawie całe życie poświęcił Pan Jarocinowi. Co to miasto ma w sobie takiego, że warto było tu wrócić, współtworzyć jego życie kulturalne oraz wizję historyczną?
Eugeniusz Czarny: Jarocin ma bardzo ciekawą historię. Kiedy przed czterdziestu laty wracałem do tego miasta bardzo chciałem ją bliżej poznać, ale także spopularyzować. Stąd zaangażowanie w badania archeologiczne, gromadzenie obiektów do miejscowego muzeum, kontakty z ludźmi znającymi to miasto, pisanie do lokalnej prasy i częste mówienie o regionie do bardzo różnych grup… Kilkanaście lat temu hasło „Mała ojczyzna” nie było tak popularne jak dziś, ale mnie pociągało.
Jarocin i ziemia Jarocińska mają przynajmniej dwa "towary eksportowe" - festiwal rockowy i szczypiorniaka. Czym one są w świadomości mieszkańca miasta dziś?
Uważa Pani, że szczypiorniak jest „towarem eksportowym” Jarocina? Sądzę, że wiele osób stąd w ogóle sobie z tego nie zdaje sprawy i dlatego pewno nie w niewielkim stopniu wpływa to na świadomość Jarocinian. Festiwal to inna sprawa…
Jak się zmieniał się przez te wszystkie lata festiwal? Czym był dla Jarocina - i Jarocinian - niegdyś, a czym jest dziś?
Festiwal, który początkowo był imprezą skromniejszą i nazywał się Wielkopolskie Rytmy Młodych, przyjął się tutaj i dla większości mieszkańców stał się wizytówką miasta. To były lata siedemdziesiąte, zupełnie inny świat, a do Jarocina, jak nigdzie indziej przyjeżdżało się na luzie, o Jarocinie pisała prasa, mówiło się w radio, Jarocin pokazywało w telewizji. Jarociniacy wiedzieli, że to jest coś innego, oryginalnego, kolorowego, żywego i byli tolerancyjni, przychylni przyjezdnym, radzi, że to odbywa się u nas. Na kolejną edycję się czekało.
Co niezwykłego - oprócz festiwalu - dzieje się w Jarocinie, co mogłoby się stać „wabikiem” dla przyjezdnych?
Jarocin jest ładnym, schludnym i zadbanym miastem, które jeszcze wypiękniało na obchody jubileuszu 750–lecia. Tak na marginesie dodam, że dla mnie nie zawsze i nie za wszelką cenę potrzeba „wabików”, które przyciągną gości z zewnątrz. Ważne jest także by mieszkańcy tego miasta czuli się dobrze u siebie. Ale to temat na inną rozmowę.
Co Pan pokazałby przyjezdnemu? Jak zaproponowałby Pan spędzić wieczór?
Na pewno zabrałbym go na spacer po Rynku i starych uliczkach, do parku miejskiego ze Skarbczykiem i urokliwymi ruinami kościoła Świętego Ducha. A jak zaproponowałbym spędzić wieczór? Nie wiem. Od kilku lat nie mieszkam w samym Jarocinie, a szczególnie nie spędzam tam wieczorów.
Co warte jest zobaczenia w okolicach Jarocina?
Na pewno Żerkowsko-Czeszewski Park Krajobrazowy, ze Śmiełowem, Lgowem, Dębnem, Brzostkowem i okolicami Żerkowa, rezerwatami przyrody w widłach Warty i Lutyni. Można tam, wśród pięknej przyrody, podziwiać dzieła architektury - wspaniałe pałace, dwory, zabytkowe kościoły i klasztory. Niektóre z nich to prawdziwe perełki.
Czego brakuje w Jarocinie XXI wieku?
Mieszkańcom Jarocina najbardziej chyba brakuje obwodnicy. Gdyby z miasta wyprowadzić ruch tranzytowy…
Nie jest łatwo znaleźć w Internecie informacji na temat Jarocina. Brakuje portali związanych z życiem miasta, popularyzacja wiedzy - historycznej, kulturowej czy turystycznej. Dlaczego tak się dzieje?
Faktycznie jest ich niewiele, choć te kilka, które są wywiązują się z zadania, Jarocin.net kładzie nacisk bardzije na sprawy bieżące, Jarocin.info - na historię i kulturę. Można też znieść sporo informacji dotyczących festiwalu. Dlaczego się tak dzieje, nie wiem. Na początku mówiłem, że jestem człowiekiem starej daty i sam w tradycyjny sposób poszukuję informacji, o które Pani pyta.
Którą książkę o Jarocinie czyta się najlepiej?
Tutaj także mam kłopoty. Dzieciaki wymienią być może komiks LUSTRO CZASU, bywalcy festiwali „Jarocin w obiektywie bezpieki”, historycy - publikację Ryszarda Grygiela „Zarembowie z Jarocina” lub ostatnio wydany reprint książki Stanisława Karwowskiego „Jarocin i jego dziedzice”… Trudno powiedzieć, bo sam byłem trochę zaangażowany w pisanie i działalność wydawniczą. Zbyt wiele subiektywizmu.
Co trzeba zrobić w Jarocinie, żeby dostać sie na witraż w jednym z najważniejszych zabytków miasta?
Witraż przedstawia św. Marcina i to on „dostał się na witraż” jako
patron Jarocina. Jeśli Pani pyta do kogo podobny jest ubogi, któremu św.
Marcin odcina połowę swego płaszcza to słyszałem, iż jest to ktoś, kto z
uporem maniaka zabiegał by taki witraż w jarocińskim ratuszu powstał. Ale to
tylko żart i nie jest prawdą.
Dziękujemy za rozmowę, mamy nadzieję, że jeszcze kiedyś zagości Pan na naszych elektronicznych łamach.
|