Główna :  Dla autorów :  Archiwum :  Publikacje :  turystykakulturowa.ORG

 

Data wydania 17 marca 2015, redaktor prowadzący numeru: Magdalena Banaszkiewicz

Numer 3/2015 (marzec 2015)

 

Itinerarium

 

"Globtroter" 

Przypadek szczególny czyli Korea Północna - KRLD1.

Czy jeden z najbardziej izolowanych, strzeżonych i zmilitaryzowanych krajów świata, gdzie chyba każdy niemal krok cudzoziemca jest ściśle kontrolowany, może i powinien być celem odwiedzin? Czy turystyka kulturowa znajdzie tam dla siebie niszę? Odpowiedź będzie twierdząca, pomimo szeregu zastrzeżeń. Niezależnie od teatralizacji życia w tym kraju, niemożności zbliżenia się do zwykłych ludzi i poznania ich życia z racji restrykcji nałożonych przez władze, to mimo wszystko coś da się wypatrzeć i wywnioskować, otrzeć się o zręby rzeczywistości, oglądając przy okazji garść atrakcji tego ciekawego kraju. To także wycieczka w przeszłość, o którą też się otarliśmy ponad pół wieku temu. Osobliwym, lekko irracjonalnym widokiem - nieco jak widmo, wartym zanotowania są też szerokie kilkupasmowe ulice i szosy, pseudoautostrady łączące miasta, najczęściej puste, z niewielką ilością samochodów, ze stojącymi w nienagannie czystych mundurach milicjantkami, regulującymi właściwie niewiadomo co….

Kultura popularna
Moranbong - zaskakującym produktem artystycznym Korei Północnej jest złożony z młodych dziewczyn zespół muzyczny. W swojej ofercie, co w tym kraju nie dziwi, ma głównie pieśni patriotyczne i nazwijmy to - obywatelskie, wzywające obywateli do czynu, wierności partii oraz przywódcom, ich myślom i wskazówkom, zwłaszcza Kim Ir Senowi (w oryginale Kim Ir Sungowi) dziadkowi obecnego Kim Dżong Una. Jedna z piosenek tego girls bandu w mundurach, napisana na skoczną nutę, wyraża dumę i radość z powodu posiadania ….arsenału rakietowego z głowicami jądrowymi. Moją jednak ulubioną będzie "Marsz naprzód, do zwycięstwa!". Nie do końca wiem nad kim, ale melodia łatwo zapada w ucho i może się podobać, jak jej wykonawczynie.
Niezwykle ciekawe i warte zobaczenia widowisko stanowi cyrk akrobatów, wyraźnie nawiązujący do chińskich wzorców. Trwające 1,5 h show jest niezwykle profesjonalne, momentami wzruszające, a wyczyny kilku szczuplutkich i zgrabnych gimnastyków - zwycięzców festiwalu w Montreux, pod kopułą budynku, zapierają dech w piersiach.


Phonyang czyli Phenian

Stołeczny Phonyang czyli Phenian został niemal totalnie zniszczony i jest w związku z tym, w efekcie odbudowy, w dużej mierze betonową dżunglą. Przez miasto płynie rzeka Taedong-gang z wyspą, na której wznosi się hotel dla cudzoziemców, stanowiący odizolowaną enklawę. Z wyższych kondygnacji rozpościera się panorama stolicy, która z dystansu nawet ciekawie się prezentuje. Miasto, choć szczyci się długą, tysiącletnią historią, jest do bólu nowe i chyba miejsce zgadza się ze starym Phenianem. Odbudowana stolica, z szeregiem reprezentacyjnych, monumentalnych gmachów, z siedzibą jedynej i rządzącej Partii Pracujących Korei, mauzoleum przywódców, biblioteką narodową, muzeum wojny, licznymi pomnikami i dwoma liniami metra, stanowi przedmiot dumy władz i zapewne większości mieszkańców. Wśród pomników szczególnie ważne są gigantyczne spiżowe rzeźby Kim Ir Sena (Sunga) i jego syna Kim DżongIla. Liczni krajowcy, w tym nowożeńcy podchodzą i oddają skłonem głowy cześć liderom, składając przy tym wiązanki kwiatów. Także i cudzoziemcy zobowiązani są do tego, a z naszej trójki ja zostałem wytypowany do położenia kwiatów u stóp przywódców. Poniżej monumentu dynastii Kimów, zwraca uwagę stojący wśród sosen i świerków posąg mitycznego skrzydlatego konia Czholima - Czolima, który w podaniach ludowych w ciągu doby obiega świat. Po drugiej stronie rzeki wznosi się przypominający olimpijski znicz, z gorejącym wiecznym płomieniem, 170 metrowy monument idei Dżucze - dżudże, oficjalnej ideologii Północnej Korei. Uwagę przykuwa też niewątpliwie olbrzymi łuk triumfalny, kto wie czy nie większy od paryskiego pierwowzoru, który upamiętnia oprócz według władz zwycięskiej wojny lat 1950-1953, także walkę z japońskimi okupantami (1910-1945). Naprzeciw łuku, o przysłowiowy "rzut beretem", stoi wielka na kilkadziesiąt metrów długości mozaika. Przedstawia przemówienie Kim Ir Sena (Sunga) we wrześniu 1945 roku i reagujący entuzjazmem tłum ludzi różnych profesji i grup społecznych. Tam też pojawili się nowożeńcy do wykonania chyba rytualnej fotografii. W tyle mozaiki widnieje sztampowa, lekko przyciężka bryła pałacu sportu i alejka z do bólu realistycznymi gipsowymi rzeźbami sportowców.

Idea Dżucze (lub juche, dosłownie samodzielność, czu-czhe), czasem nazywana Dżudże - doktryna polityczna sformułowana przez przywódcę Korei Północnej Kim Ir Sena i obowiązująca w KRLD. Jej filarami są: samodzielność w ideologii - odrzucanie obcych wzorców ideologicznych nie uwzględniających specyfiki i tradycji, tudzież aspiracji i dążeń ludności Korei Północnej; niezależność polityczna - czyli asertywna postawa wobec ingerencji z zewnątrz i suwerenna polityka zagraniczna; samodzielność ekonomiczna - niezależność gospodarcza od innych państw oraz instytucji międzynarodowych; samodzielna obrona kraju - konieczność posiadania własnego przemysłu obronnego i arsenału, który odstraszy potencjalnego napastnika. Krytycy twierdzą, że realia KRLD mają się nijak do głoszonej doktryny. Ekonomika komunistycznej Korei opiera się głównie na imporcie i pomocy zagranicznej, zwłaszcza po upadku bloku komunistycznego. Według nich, wola zwykłych obywateli jest ignorowana przez totalitarne władze. Interesujące, że jeden z ideologów Dżucze, Hwang Jang-yop dołączył do głosów krytyki po swojej ucieczce do Korei Południowej, ale sam w czystą doktrynę wierzy. Politolog Han S. Park i teolog Thomas J. Belke porównują Dżucze do ruchu religijnego. Istnieje też kalendarz Dżucze, zintegrowany z kalendarzem gregoriańskim. Lata w nim liczy się od roku urodzenia Kim Ir Sena − 15 kwietnia 1912 − roku pierwszego dżucze i nie ma w nim roku zerowego, podobnie jak w chrześcijaństwie. Wprowadzony został w 1997 roku. Na przykład 1.11.2014 rok zapisywany jest jako 1 listopada 2014 roku Dżucze 103.

Trudno może nazwać to atrakcją, ale ważnym i rozległym stołecznym obiektem, jest mauzoleum Kumsusan. Tam spoczywają zabalsamowane szczątki Kim Dżong Ila i jego ojca Kim Ir Sena, założyciela osobliwej, chyba jedynej monarchii komunistycznej świata. Sam proces w przypadku starszego Kima kosztował milion dolarów. Kolejne 800 tys. dolarów pochłonęła konserwacja mumii w moskiewskim Instytucie Badań Naukowych nad Strukturami Biologicznymi (eksperci od Lenina).
W tym modernistyczno-konstruktywistyczno-socrealistycznym oceanie są też i obiekty nawiązujące do tradycyjnej formy. Co ciekawe, zostały też zrekonstruowane bramy miejskie dawnego Phenianu, ale osobliwie i średnio naturalnie wyglądają wśród betonów. Ku niebu wybija się potężna iglica wznoszonego przez Egipcjan nowego hotelu - Ryugyong, który chyba po ukończeniu stanie się jedną z ikon Phonyangu - Phenianu i najwyższą jego konstrukcją (330 m i 105 pięter).
Nie chcę, ponieważ nie mam prawa po kilku dniach pobytu, uchodzić za eksperta od spraw Phonyangu, czy nawet Korei Północnej, ale niezależnie od jednoznacznie propagandowego wydźwięku i pompatycznej formy prezentacji czy narracji, polecałbym wizytę w Muzeum Wojny 1950-1953. Wizja wojny jest jednoznacznie jednostronna i sam konflikt, co "delikatnie" mija się z prawdą, przedstawiony jest jako prowokacja USA i jego agentów, jeśli nie wręcz "pachołków" z Południa (z Seulu) oraz jako triumf KRLD i jej "Wielkiego, Kochanego Przywódcy" Kim Ir Sena (Sunga). Przekraczamy bramę wielkiego kompleksu i kierujemy się ku zewnętrznej ekspozycji. Aby zwiedzających wprowadzić w "odpowiedni nastrój", idziemy szeroką aleją z socrealistycznymi i pełnymi heroizmu posągami żołnierzy Północy, z latarniami umocowanymi na lufach wykutych i wystylizowanych karabinów kałasznikowa. To na swój sposób "słodkie" i oryginalne zdobnictwo. Ostatni etap pokonuje się wybetonowaną pseudo-transzeją. Na zewnątrz, pod wiatą umieszczony został spory zespół trofeów wojennych, w postaci zdobycznego sprzętu amerykańskiego - w tym grupy czołgów i helikoptera, czy zestrzelonych samolotów i ich części. Po zobaczeniu trofeów, ale jeszcze przed wizytą w głównym budynku, zwiedzający kierowani są na pokład przejętego przez Koreańczyków w 1968 roku, amerykańskiego statku patrolowo-obserwacyjnego "Alamo", który naruszył ponoć ich wody terytorialne. Został on zacumowany na rzece, nad której brzegiem powstał muzealny kompleks. Podczas incydentu zginął jeden żołnierz USA, a reszta załogi znalazła się w niewoli. KRLD oskarżyła Stany Zjednoczone o prowokację, marynarze zostali zmuszeni do podpisania przeprosin i samokrytyki. Podejrzewam, że też byśmy podpisali, zwłaszcza iż gospodarze dysponowali różnymi "przekonywującymi argumentami". Ostatecznie, gdy i rząd amerykański wyraził podobne ubolewanie z wielkim "SORRY", żołnierze zostali wypuszczeni na wolność. Na pokładzie musimy obejrzeć film o incydencie, a następnie oglądamy wnętrze okrętu, w tym znajdującą się na nim aparaturę "szpiegowską". No i wreszcie mamy główny gmach muzeum. Co w Korei nie powinno specjalnie zaskoczyć, po przekroczeniu progu wita nas kolejny wielki posąg - na co najmniej dwa piętra - Kim Ir Sunga w białym marszałkowskim uniformie. Przewodniczka w mundurze informuje, że zgodnie z etykietą obiektu, powinniśmy pochylić w skłonie głowy przed Wielkim Wodzem. Gmach jest nowy, wystawa umiejętnie rozlokowana, bez nadmiernego przeładowania sali eksponatami. Nie brakuje pomieszczeń interaktywnych. Oglądamy kolejny film o tym, jak to Północ miała zostać zaatakowana w czerwcu 1950 roku (wydaje się, że było raczej odwrotnie, ale już mniejsza z tym), a na szczycie budynku znajduje się panorama jednej z bitew, zwycięskiej dla KRLD. Gdy siedzimy wygodnie w półmroku, przed naszymi oczami przesuwa się obraz bitwy. Słyszymy odgłosy walki, a nad naszymi głowami charakterystyczny ryk nurkujących samolotów. Na końcu spektaklu uśmiechnięte twarze zwycięzców prezentujących portret Kima szczęśliwym mieszkańcom wyzwolonej osady.
W muzeum znalazłem polonicum - być może jest ich więcej, ale brakowało czasu do szczegółowego "węszenia". To odlana z brązu rzeźba bojownika z grantem w ręku sprezentowana przez młodych robotników Warszawy (z żerańskiego FSO i huty na Żoliborzu) "bohaterskiemu narodowi i ludziom pracy Korei".
Wśród najróżniejszych stołecznych monumentów świadczących o skomplikowanej i trudnej najnowszej XX wiecznej historii Korei, czasem ocierających się o groteskę, jeden odwiedziłem z własną niekłamaną satysfakcją. To tzw. cmentarz bohaterów na wzgórzu dominującym nad Phenianem i mauzoleum obu Kimów. Kryją się tutaj szczątki partyzantów walczących z japońskimi okupantami. Jeśli nawet podziwiamy, nie bez powodu, kulturę i techniczne osiągnięcia Kraju Kwitnącej Wiśni, to nie możemy zapomnieć o okrucieństwie japońskiej soldateski na terenach sobie podporządkowanych w Azji i wyspach Pacyfiku, jak i brutalności wobec alianckich jeńców w latach drugiej wojny. W przypadku Korei (myślę o całej, czyli dzisiejszych dwóch państwach), to dziesiątki tysięcy dziewcząt zostało wywiezionych z półwyspu, aby świadczyć usługi seksualne cesarskiej armii na olbrzymim teatrze wojny Dalekiego Wschodu. Wiele z nich nigdy nie wróciło do domu i nie spoczęło w ojczyźnie przodków. Takie różne myśli nawiedzały mnie, gdy spacerowałem pomiędzy rzędami mogił młodziutkich najczęściej żołnierzy podziemnej armii. Mniejsza o ich ideologiczną etykietę - oni walczyli o swoją ojczyznę i my znad Wisły, Odry, Warty, Pilicy, Sanu czy nawet Prosny, powinniśmy to zrozumieć!

Kesong
Położone przy samej granicy z Południem miasto kojarzyć się też może ze specjalną strefą ekonomiczną, gdzie strona południowa zainwestowała niemałe środki i daje szansę zarobić wielu co nie ominęły wichry straszliwej wojny lat 1950-1953, to jednak zachowało się tutaj nieco historycznego dziedzictwa. Osiedle bardzo chińskich w duchu i treści hutongów, czyli przypominających nieco dwór parterowych domków z podwórzem w środku, z charakterystycznymi spiczastymi dachami, zostało przekształcone w zonę turystyczną. W części jest i hotel dla cudzoziemców, a w barze nawet leciały światowe szlagiery, zamiast wszechobecnych pieśni walki.
Na północ od Kesongu znajduje się, kto wie czy największy kulturowy rarytas KRLD. To pieczołowicie odrestaurowane ze zniszczeń poczynionych przez Japończyków, grobowce dynastii Koryo. Już wijąca się pomiędzy górami i dolinami malownicza droga zapowiada przygodę. Cudownie wkomponowane w zalesione wzgórze małe, pokryte trawą piramidki, okolone kamienną dekoracją rzeźbiarską i strzeżone również przez kamiennych brodatych gwardzistów, są naprawdę piękne. Cisza i brak tłumów pozwalają kontemplować miejsce i cofnąć się myślą ponad 1000 lat wstecz, kiedy Korea pod władaniem królów Koryo była lokalnym mocarstwem, zajmując nawet kawałek Chin. Groby monarsze zostały wpisane niedawno na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Wraz z nimi na listę niemal kompaktowo, trafił monarszy zespół pałacowy, rozłożony na skraju miasta. Niektóre z pawilonów i rzeźb są naprawdę piękne. Ekspozycja jest nieco przypadkowa. Przez historię, ze zwróceniem uwagi na walkę klasową w przeszłości i o niepodległość, przez etnografię, po lokalne produkty, czy nawet wnętrze jednego z przeniesionych tutaj grobów królewskich.

Panmundżon i strefa zdemilitaryzowana
Kesong stanowi też wrota do strefy zdemilitaryzowanej i Panmundżonu, gdzie został podpisany rozejm w lipcu 1953 roku, jak dotąd nie dopełniony traktatem pokojowym. Wizyta tam jest niezwykle pouczająca i wprowadza w atmosferę konfliktu sprzed lat, który miał w pewnym momencie szansę przerodzenia się w III wojnę światową. Także od strony Południa można dotrzeć w to miejsce, ale na mnie wrażenie większe zrobiła strona Północy. To tutaj przecież podpisano zawieszenie broni i do owej hali można wejść, dotknąć miejsca, zobaczyć dokumenty i stolik gdzie działa się historia. Mniejsza nawet o propagandę ziejącą ze ścian. Nie zapominajmy, gdzie jesteśmy! Na jednym ze zdjęć jest ważne polonicum. Przedstawia zdjęcie przekazania przez stronę amerykańską ciała poległego, nazwijmy polskiego "doradcy". To mało znany fakt, ale państwa bloku sowieckiego musiały nie tylko wysłać do Korei Północnej swoich doradców, którzy nieraz brali udział w walkach, ale też i szkolić oraz dozbrajać bojowników KRLD, jak również przyjmować pod swój dach uchodźców wojennych.
W panmundżonskim kompleksie jest też barak, gdzie odbywały się i odbywają spotkania stron przerwanego latem 1953 roku zbrojnego konfliktu. Czasem mają postać rytuału, z podawaniem nad stołem dłoni, oczywiście w świetle reporterskich obiektywów. Dzisiaj mogą to czynić turyści, o ile - co jasne, ów obiekt nie jest użytkowany przez oficjalne czynniki. Wreszcie podchodzimy na odległość kilku metrów do samej granicy, zapewne ostatniej zimnowojennej granicy globu, gdzie również stoi barak - możliwy do zwiedzenia, który bywa zamknięty jeśli od strony Południa nie weszli tam turyści.

Góry Diamentowe
Urocze pasmo Gór Diamentowych ciągnie się wzdłuż granicy dwóch Korei we wschodniej części półwyspu. Ze stolicy to niemal całodzienna wyprawa, biorąc pod uwagę stan tutejszych dróg, szerokich pseudoautostrad. Sama droga jest już ciekawa, dając szanse zobaczenia choćby w biegu, licznych kołchozów, ludzi krzątających się po polach i ryżowiskach, zbierających nawet kłącza od ziemniaków i słomę pozostałą po zbiórce ryżu. Momentami droga wije się pomiędzy wzniesieniami i tarasami ryżowisk, wreszcie dociera do wybrzeża, morza ciągnącego się do Władywostoku i Kamczatki. Zdziwienie budzą siatki i druty ciągnące się pomiędzy plażą i szosą. Kolega Boguś zauważył z okien busu przykryte częściowo piaskiem miny. Raz po raz mijamy osobliwe dymiące ciężarówki. Są napędzane węglem drzewnym, co wynika z braków normalnego paliwa - miejscowi tłumaczą to efektem sankcji. Na polach często widzimy byki ciągnące radła i prymitywne pługi. Jakoś sobie muszą nasi gospodarze radzić, a potrzeba matką wynalazku bądź sposobu.
Poprzez miasto Wonsan z wieloma brzydkimi blokami, czasem pokrzywionymi blokami, z nieodłącznymi pomnikami liderów, docieramy wreszcie do Gór Diamentowych. Jeśli nawet nie sięgają naszych rodzimych Tatr, są śliczne. Oznakowane ścieżki prowadzą do malowniczych wodospadów i dziewięciu stawów. Momentami należy się nieźle wspinać, ale nagrodą są niesamowite widoki, spotęgowane postrzępionymi skałami i wygiętymi przez wiatry sosnami. Osobliwością tutejszych szlaków, są mijane raz po raz wykute na skałach myśli i wypowiedzi Wielkiego Wodza Kim Ir Sena (Sunga). Podobnie jak w przylegającej do Pacyfiku części gór, zastanawia zaznaczony boją na rozległym jeziorze punkt, gdzie niegdyś przywódca ustrzelił kaczkę. Ot …koreańska specyfika.

Legendarna góra
Pektu/Petu-san, niewątpliwie najpiękniejszą i malowniczą górę w Korei Północnej, leżącą na granicy z Chinami, stanowi też najwyższy szczyt kraju, liczący 2744 m n.p.m. To klasyczny wulkaniczny karter, wypełniony jeziorem, zwanym Niebiańskim, zapewne z racji intensywnego koloru, lustrzanego odbicia niebios. Stanowi część pasma Gór Wschodniomandżurskich. Pektu-san na razie śpi, a może raczej drzemie. Ostania erupcja nastąpiła w 1903 roku. Sytuacja może się jednak zmienić.

Grupa sejsmologów uważa, iż aktywność Pektu może ulec wznowieniu w najbliższych latach. Proces miały przyśpieszyć przeprowadzane w KRLD próby nuklearne, zwłaszcza te podziemne. Erupcja tego wulkanu może spowodować poważną katastrofę - ostrzegają naukowcy. Wyrzuci z siebie tysiąc razy więcej popiołu niż islandzki wulkan Eyjafjallajokull - można wyczytać na portalu chosun.com. Jakie argumenty przedstawiają na rzecz swej tezy? Woda w Niebiańskim Jeziorze, znajdującym się w środku krateru, bąbelkuje. Zdaniem fachowców to jeden z dowodów świadczących o zbliżającej się erupcji. Na pograniczu koreańsko-chińskim coraz częściej występują trzęsienia ziemi. Ów fakt ma dowodzić przesuwania się ogromnych ilości magmy. Jeden z najsilniejszych wstrząsów, o sile 6,9 stopnia w skali Richtera nastąpił w lutym roku 2013/2014, a drgania były odczuwane wzdłuż północnokoreańskiej i rosyjskiej granicy. Jest jeszcze inny dowód zbliżającej się erupcji. Góra Pektu, jak uważa YoonSung-hyo, geolog z National University w Pusan - rośnie. Od 2002 roku góra powiększyła się o 10 centymetrów. Wypiętrza ją zbierająca się magma.
Zapiski historyczne dowodzą, że siła erupcji wulkanu może być olbrzymia. Gdy Pektu wybuchł pomiędzy 946 do 947 rokiem, popioły wulkaniczne dotarły aż do Japonii. Badacze sądzą, że nie popiół z Pektu stanowi zagrożenie, ale także woda jeziora znajdującego się w kraterze. Podczas erupcji może wyparować, co spowoduje ogromne zmiany w atmosferze nie tylko w Chinach i Korei, ale również w Rosji i Japonii. Wreszcie, jeżeli krater runie i wyleje się z niego woda, to nastąpi niezwykle groźna powódź.

Według oficjalnych północnokoreańskich biografii, zdominowanych przez propagandową papkę, na górze Pektu-san w obozie partyzanckim, w drewnianej chacie, miał się urodzić o świcie 16 lutego 1942 roku były przywódca Korei Północnej Kim Dzong Il syn Kim Ir Sena (Sunga).No właśnie - blisko nieba, na zboczu świętej góry, gdzie waleczni bojownicy założyli bastion oporu przeciwko japońskim okupantom, jak napisano w jednej z broszur, "zajaśniało nowe słońce dla umęczonego kraju". Matką była towarzyszka Kim Dzong Suk, przyjaciółka Kim Ir Sena. Wydarzeniom towarzyszyły ponoć znaki magiczne: podwójna tęcza i zupełnie nowa gwiazda na niebie, wskazująca miejsce narodzin syna boskiej rasy. Chyba, motyw, zupełnie z innej opowieści, nieźle splagiatowany. Faktycznie jednak nastąpiło to we wsi Wiatskoje (albo Wowskoje) k. Chabarowska w Związku Radzieckim, gdzie partyzanci uszli przed groźbą zniszczenia oddziału przez Japończyków. Sam przyszły Wielki Wódz służył w Armii czerwonej w randze majora. Także rok narodzin jest wcześniejszy od oficjalnej wersji - prawdopodobnie był to 1941, jeśli nie wcześniej. Po co ta mistyfikacja i lekkie odmłodzenie drugiego z Kimów? Zapewne chodziło o podwójne, okrągłe świętowanie urodzin obu panów (1912 i 1942).
Mniejsza jednak o legendy czy mity KRLD związane z rodziną Kimów i usiłowaniami jej deifikacji, ocierających się o absurd. Zaciekawionych odsyłam do książki Diane Ducret, Kobiety dyktatorów 2.
Góra naprawdę jest piękna. Można do niej dotrzeć również od chińskiej strony. W wypadku KRLD gospodarze sugerują grupom wyczarterowanie samolotu - to niestety podraża wyprawę, argumentując, że droga lądowa jest długa i ryzykowna, ze względu na stan nawierzchni… Nie da się wykluczyć, że tak jest, ale możliwe są inne powody, jak np. przejazd obok obozów pracy, których turyści nie powinni zobaczyć i sfotografować. Pektu zaś, nawet jeśli nie była świadkiem cudownych czy magicznych zjawisk związanych z dynastią Kimów, sama jest cudem natury, a to już chyba wystarczy.
….A jak dotrzeć. Sprawa nie należy do najprostszych, ale jeśli dysponujemy więcej niż średnią kasą, pokonamy zarówno barierę wizy, jak i zakupu wycieczki w biurze podróży, ponieważ na własną rękę się nie da. Lecąc i tak gdzieś musimy się przesiadać - najlepiej to wychodzi w Pekinie.


1 Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna

Nord Korea, Pyongyang, muzeum wojny 1950-1953
Phonyang, Cyrk gimnastyczny show Phonyang, metro
Phonyang, Rainbow Restaurant Cmentarz tzw. męczenników czyli ofiar wojny z okupacja japońska Phonyang, 1 maja
Phonyang, jedna z bram zrekonstruowanych Phonyang, łuk triumfalny  Phonyang, Mansu Hill i pomnik wodzów KIS & KDI plus Cholima monument
Phonyang, mozaika z Kim ir Sungiem Phonyang, sceny miejskie
Phonyang, sceny miejskie Pyonyang, pomnik jedności Korei
Countryside droga 
Kesong - hotel Panmunyon k. Kesongu
Kesong i muzeum Koryo w dawnej świątyni wraz z wnętrzem-grobowca
Koryo tombs -grobowce dynastii Koryo, zwłaszcza króla Wagoona Lokalne piwo
Kungmansan, Góry Diamentowe
Pedgu Mount and crater Kim-jung-il i ojciec Kim ir Sung father & son North Korea defilade Nord Korea, festyn pierwszomajowy
North Korea won Wonsan, sceny miejskie Nord korea, children North and South Korea by night
 

Nasi Partnerzy

 

Copyright ©  Turystyka Kulturowa 2008-2024


Ta strona internetowa używa pliki cookies w celu dostosowania serwisu do potrzeb użytkowników i w celach statystycznych. W przeglądarce internetowej można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Brak zmiany tych ustawień oznacza akceptację dla cookies stosowanych przez nasz serwis.
Zamknij