|
Michał Jarnecki
Lemury, baobaby, piraci i ocean
czyli Madagaskar
Przyznam się, że o Madagaskarze wiedziałem tyle, zanim tam pojechałem, ile zdołałem wyczytać u Arkadego
Fiedlera, którego podróżnicze książki wręcz połykałem w okresie mego dorastania. To one kształtowały
w dużej mierze moją wizję świata i chęć jego poznania. Wreszcie i ja stanąłem, w pewnym momencie przed
szansą i wyborem, odwiedzając wielką wyspę u wschodnich wybrzeży Afryki, określaną mianem okrutnego
czarodzieja przez wspomnianego polskiego literata i podróżnika. Aby ją dobrze poznać i zwiedzić,
należy się nieźle natrudzić i sporo przemieszczać. To wielka wyspa niemal dwa razy większa od Polski
(587 000 km2), oddalona o około 400 km od kontynentu afrykańskiego i oddzielona od niego Kanałem
Mozambickim, posiada długość ok. 1600 km, a szerokość ok. 600 km.
Fascynuje jej flora i fauna, ponieważ poprzez oderwanie kilkadziesiąt milionów lat temu od lądu afrykańskiego,
ewolucja potoczyła się tam nieco inaczej.
|
Nie da się w ciągu dwóch, trzech tygodni jej spenetrować zbyt dokładnie, ale wystarczy aby dobrze się
przyjrzeć ruszając w zakątki i miejsca jeszcze nie przedeptane przez tabuny ludzi i ohydną komercję.
Stolica czyli Tana
Zapewne trudno będzie ją ominąć, ponieważ większość międzynarodowych połączeń lotniczych właśnie dociera
do Antananarivo. Właściwie jedno wielkie rozczarowanie. Momentami ohyda. Ma jednak swoje zalety. To położenie
na wzgórzach centralnej, starszej części miasta, nad którym dominuje majestatyczny gmach pałacu kontrowersyjnej
królowej Ranavalony II, kobiety modliszki (traktującej podobnie swoich adoratorów), z drugiej połowy
XIX w., pieczołowicie odbudowywany po tragicznym pożarze z 1996 roku.
Krążą słuchy, iż królowa, nienasycona seksualnie, swoich kochanków, którzy ją zawiedli wieszała za aktywną,
podczas intymnych spotkań, część ciała.
|
Widok na okolicę i kompleks stołeczny jest nawet ciekawy, podobnie jak i pnące się wężowato i spiralnie
uliczki pomiędzy tarasami wąskich kamieniczek. Główny bulwar noszący nazwę Niepodległości zachował ślady
dawno minionej chwały i coś z atmosfery dawnej kolonialnej przeszłości. Ale po zmierzchu lepiej nie wychodzić.
Niebezpiecznie. Męty, ale nie tylko. Także mnóstwo żebrzących, niekoniecznie niewinnych tzw. dzieci ulicy...
Ich dramat za serce ściska, ale jednostkowa pomoc problemu nie rozwiąże, w ostateczności może jedynie
na kilka dni czy miesięcy, w przypadku konkretnej osoby.
Parki Narodowe
To co w Afryce najpiękniejsze to przyroda i na pewno nie będę tym stwierdzeniem zbytnio oryginalny. Madagaskar
potwierdza tę regułę. Niewątpliwie większości kojarzy się z lemurami, które podglądać można w wielu miejscach,
ale najlepiej to wychodzi w porośniętych tropikalnym lasem deszczowym parkach Ranomafana oraz D’Antsibe
Mantadia na wschodzie kraju. Spore szanse aby je zobaczyć mamy też w uroczym krajobrazowo, z racji majestatycznych
skał, parku Isalo. Wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, położony na zachodzie park Tsigny
Beremaha także daje takie możliwości, ale nie tylko znany jest z lemurów. O jego wyjątkowości stanowią
głównie cudowne pejzaże, na które składają się niesamowite, ostre jak brzytwa formy skalne, endemitowa
roślinność i kanion rzeki Manabolo. Miłośnicy wspinaczek górskich też znajdą coś dla siebie w parku Andringitra
w południowej części kraju, penetrując, niemal w samotności, masyw Pic Boby z liczącą prawie 2700 metrów
główną kulminacją. Niestety nie dane mi było zobaczyć parków dalekiej północy z Ankaraną na czele.
Wybrzeża i plaże
Nie może ich zabraknąć na każdej wyspie, a co dopiero na takiej! Najbardziej znaną jest Libanona koło
Toalagnaro, występującego również pod francuską wersją Port Dauphin na południu, ale moim typem będzie
rozciągająca się nad kanałem Mozambickim, Morondava, obok miasteczka o tej samej nazwie. Piękne są też
wybrzeża Ifaty na północ od Toliary (Tuelar), uważane za doskonałe miejsce do nurkowania i eksploracji
rafy koralowej. Szczerze mówiąc szerokie, czyste i jeszcze nie tak zdeptane malgaskie plaże są o wiele
bardziej atrakcyjne od sławnego Waikiki.
Wyspy
Tak, to nie sprzeczność! Wielka wyspa posiada kilka mniejszych. Najbardziej znaną jest Nosy Be na północy
od strony Komorów (zachód), ale ja polecałbym mniejszą Ile St. Marie, zwaną też Nosy
Boraha, leżącą
na wschód od właściwego Madagaskaru. Wysepkę spowija mgiełka romantycznej legendy, mającej rzeczywiste,
historyczne korzenie. W drugiej połowie XVIII wieku stała się państwem piratów, co nawet upamiętnia jedyny
w swoim rodzaju cmentarz korsarzy.
W jednej z jaskiń ma nawet znajdować się skarb sławnego kapitana Kidda, straconego w Anglii. Domniemany
grób pirata akurat jest oszustwem, ale możecie uwierzyć, że spoczywają tam inni autentyczni ludzie morza
występujący pod sztandarem "Black Jacka".
|
Wyspa posiada swoistą, niemal domową atmosferę, można ją obejść, a jeżeli i ona wyda się komuś za duża,
przylega do St. Marie, mała - Ile de la Cocos z bogatą ofertą noclegową. Z
"marysiowego" lotniska jest
kilka kroków do przystani, skąd na Cocos płynie się pirogą - dłubanką. Wokół obu wysp, każdego lata,
gromadzą się na miłosne igraszki wieloryby, które przy odrobinie cierpliwości nawet można wypatrzyć z
uroczych plaż.
Co jeszcze?
Niemało w sumie. Jeżeli ogólnie miasta są tam brzydkie, to jednak zdarzają się wyjątki. Warta rzucenia
okiem jest Fianarantsoa na południu kraju, której starsza część położona na wzgórzu, robi pewne wrażenie.
Bardzo przyjemna jest Ambositra, będąca z kolej centrum rękodzielnictwa, także na południe od stolicy.
Z kolei Ambohinanga, na północ od stołecznej Tany to przeurocze miasteczko kryjące perełkę wyspiarskiego
kraju, w postaci świetnie zachowanego pałacu królewskiego ludu Merina, który zjednoczył na przełomie
XIX i XX wieku Madagaskar. Rezydencja została wpisana na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Urokliwe na swój sposób są wioski ludu Betsileo w południowej części centralnego płaskowyżu. Charakterystyczne
różowe domki wśród tarasowatych pól ryżowych, to typowy malgaski pejzaż, podobnie jak i wszechobecne
długorogie, garbate bydło zebu. Trafiło nawet do narodowej symboliki, będąc elementem herbu państwa.
Tak jak miejscowi nie wyobrażają sobie życia bez tej krowy żywicielki, tak my, nie spotykając zebu nie
moglibyśmy uznać naszej wizyty za pełną.
Wreszcie na końcu swoisty rarytas w okolicach Morondavy. To sławna, urocza aleja baobabów, szczególnie
pięknie prezentujących się przed zachodem słońca. Tutejsze baobaby są inne niż te z kontynentu. Są bardziej
wysmukłe, żeby nie powiedzieć przystojne, przybierają czasem osobliwe formy. Jakże można by wyjechać
z wyspy kochających lemurów, jak pisał autor "Dywizjonu 303", nie zrobiwszy sobie fotografii na ich tle?
Wyspa jest czarodziejem, ale chyba nie tak okrutnym, jak pisał w innej swej książce...
Madagaskar w drugiej połowie lat trzydziestych stanowił przedmiot poważnych analiz, jako potencjalny
teren polskiej akcji osadniczej, którą na użytek wewnętrzny, z emfazą, nazywano kolonialną. Między innymi
pracownicy MSZ oraz publicyści (głównie endeccy) zastanawiali się nad możliwościami wysłania tam nadwyżki
polskich Żydów. Sprawa upadła z racji wstrzemięźliwości gospodarującej tam Francji, słabości naszego
państwa oraz komplikującej się międzynarodowej sytuacji. Interesujące, że Fiedler w swej analizie dostarczonej
MSZ w styczniu 1939 roku raczej wykazywał dystans do "eksportu" na wyspę polskich potomków Abrahama,
niemniej uważał za wskazane wysłać tam grupę rodzimych rolników. W wydanych krótko przed wojną lub już
na angielskiej ziemi dwóch książkach o wyspie (Jutro na Madagaskar i Żarliwa wyspa Beniowskiego)
wykazywał entuzjazm do planu zasiedlenia krainy lemurów. W powojennej przerobionej wersji obu pozycji,
zatytułowanej, nomen-omen, Wyspa czarujących lemurów, skrupulatnie wyciął wszelkie fragmenty sugerujące
poparcie dla koncepcji wysłania tam polskich kolonistów.
|
Uwagi praktyczne
Dolot nie jest z Europy tani, zbyt wiele opcji też nie ma. To przede wszystkim Air France lub Air
Madagascar.
Trudno liczyć na znalezienie czegoś co byłoby tańsze od 800 $. Na lotnisku Ivato uważajcie na mafię taksówkarską.
Wychodząc z terenu lotniska można złapać auta za tańsze pieniądze bądź pojechać
busikiem. Ba, można nawet
się przespać obok lotniska, jeżeli nie chcemy wjechać do Tany. Noclegi nie są na ogół drogie, średnio
20-20 $. W stolicy zazwyczaj są droższe. Na plażach, ale i wewnątrz kraju polecałbym wyszukać bungalowy.
Cena zależy od standardu; od ok. 12 do 50 $ za dobę za cały domek. Walutą jest frank malgaski; 1$ = ok.
6000 FMg, zaś 1 euro = ok. 7000 FMg. Uwaga! lepiej wymienić pieniądze w stolicy, nawet na lotnisku. Są
tam lepsze kursy niż na prowincji, gdzie podyktują nam paskarskie, bliskie lichwy relacje wymiany.
Transport publiczny może przerazić. Podstawowy środek komunikacji po kraju tzw. "taxi
brusse", nie licząc
mikrobusów czy małych trucków, to ciężarówki zazwyczaj przepełnione do granic możliwości. Tanio, ale
lepiej wynająć auto z kierowcą. To kosztuje zazwyczaj 350-600 tys. FMg na dzień, w zależności od kondycji
samochodu i czy jest on 4 WD (czyli napęd na 4 koła). Można też latać Air Madagaskar, co oszczędza czas,
ale nie naszą kieszeń.
Ceny żywności nie są żadnym problemem, są średnio dwa razy tańsze niż u nas. Wizę załatwiliśmy na lotnisku,
co kosztuje równowartość ok. 30 $, choć co może niepokoić dochodzą sygnały , że aktualnie już cena wynosi
30 euro.
|